•  

    Sceny jak z filmu rozegrały się w poniedziałek na ulicy Wrzosowej w Pabianicach. Na spokojnej uliczce zaroiło się od policyjnych radiowozów. Przy wejściu do parku Wolności siedziało dwóch mężczyzn. Jeden miał zmasakrowaną twarz, drugi uraz głowy…

    Policyjna akcja miała miejsce w poniedziałek, 12 sierpnia, około godz. 10.00. Funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie o awanturze w rejonach ulicy Wrzosowej. Sytuacja była bardzo poważna, ponieważ w pewnym momencie znalazły się tam aż cztery radiowozy.

    Funkcjonariusze zakuli w kajdanki agresorów i czekali na przyjazd karetki. Zostali oni złapani niedaleko miejsca awantury, przy ul. Moniuszki, w pobliżu parku Wolności. Jeden z mężczyzn był cały we krwi, miał zmasakrowaną twarz, drugi uraz głowy. Zostali prowizorycznie opatrzeni przez ochotnika medycznego, który przybył na miejsce, jadąc za policją na sygnale. W pobliżu nich znajdował się biały peugeot z wybitymi szybami. Dookoła widać było ślady krwi.

    Na ulicę wyszli sąsiedzi, którzy przypatrywali się akcji policji. Nikt nie wiedział, co się stało.

    – Usłyszałam tylko huk i wyszłam z domu. Pojawiła się policja. Taka spokojna ulica, a dzisiaj takie sceny – powiedziała nam jedna z sąsiadek.

    Przyszliśmy was pozabijać

    Policja nabrała wody w usta. Do zamknięcia tego numeru gazety trwały jeszcze czynności. Po godzinie 15.00 na ul. Moniuszki policyjny technik zabezpieczał ślady.

    Nam udało się ustalić, że doszło do napadu. Zmasakrowani agresorzy, którzy zostali ujęci, mieli wtargnąć na teren jednej z posesji przy ul. Wrzosowej i grozić, że pozabijają wszystkich. Wcześniej zaparkowali czarne punto przy ul. Moniuszki. Mieli przy sobie młotki. Sytuacja była bardzo poważna.

    – Siedziałam w domu i oglądałam telewizję. Nagle usłyszałam, jak ktoś powiedział: „Przyszliśmy was pozabijać”. Myślałam, że to z ekranu, ale oglądałam jakiś program śniadaniowy. Odwróciłam się i zobaczyłam tych dwóch bandytów. Błagałam ich o litość i żeby mnie nie zabijali – opowiada nam 75-letnia mieszkanka domu.

    Gdy „dziwni ludzi” weszli na piętro, starszej pani udało się uciec. Najpierw zbiegła na dół do swojej córki i zięcia. Tych jednak nie było. Przeskoczyła przez ogrodzenie do sąsiada. Ten, niestety, nie otworzył. Przerażona seniorka schowała się pod schodami. Słyszała, że bandyci demolują dom. W tym momencie podjechała koleżanka córki, którą poprosiła o pomoc.

    Pojawił się również zięć. Można przypuszczać, że sam wymierzył sprawiedliwość. Agresorów spotkała kara. Doznali urazów i zostali przewiezieni do szpitala. Jeden z nich skarżył się na… zbyt ciasno zaciśnięte kajdanki przez policjanta. Mogli być pod wpływem alkoholu lub substancji psychoaktywnych.

    Do tematu powrócimy w najbliższym numerze wraz z oficjalnym stanowiskiem Komendy Powiatowej Policji w Pabianicach.

    Udostępnij