• Poznajcie rodzinę z wielką pasją. Łączy ich miłość do piłki nożnej i Łódzkiego Klubu Sportowego. Wspólne zainteresowania scalają więzi Chrabelskich, a dla dzieci ich rodzice są najlepsi na świecie.

    Piotr Chrabelski, znany w Pabianicach, to były radny i harcerz, a także zapalony kibic. Jest rodowitym łodzianinem. Miłością do piłki nożnej zaraził go i jego brata ojciec. Marcin kibicował Widzewowi. O rok młodszy Piotrek pokochał ŁKS.

    – Dlaczego jestem za ŁKS? Mój brat twierdzi, że aby zrobić mu na złość. Mieszkaliśmy przy Kilińskiego i wszyscy znajomi śmiali się, że przez nasz pokój przechodzi granica Łodzi. Na tydzień przed derbami oraz tydzień po w domu nie rozmawiało się w ogóle. Mówił tylko ten, którego drużyna wygrała. Nigdy nie zapomnę, jak tata zabrał nas na mecz na stadion Widzewa. Byłem jedyny, który siedział i płakał – wspomina.

    Tata miał problem, bo musiał godzić ich spory. Z perspektywy czasu braciom wydaje się jednak, że dzięki temu mają szacunek do przeciwników. Co ciekawe, ich tata nigdy nie zdradził się, co do sympatii do jednej z drużyn. Są jednak pewne podejrzenia.

    – Wydaje mi się, że był jednak za Widzewem. Mój brat, że za ŁKS-em. Jak on to robił, tego nie wiemy. Najtrudniej mu jednak było podczas derbów. Mówił wtedy: „Niech wygra lepszy, niech nie będzie remisu”. W głębi duszy wiem jednak, że po cichu marzył o tym remisie, żeby w domu był spokój – mówi Piotr.

    Przelał piłkarską pasję na swoich synów: dziesięcioletniego Karola oraz siedmioletniego Michała, uczniów Szkoły Podstawowej nr 13. To dzięki tacie trenują piłkę nożną oraz… jako nieliczni kibicują Łódzkiemu Klubowi Sportowemu.

    – Wydawało mi się, że jeżeli w ich klubach sportowych większość rówieśników jest za Widzewem, to chłopaki nie wytrzymają presji i przejdą na tamtą stronę. Jestem dumny, że twardo się trzymają tej miłości do klubu, a nie chcą się przypodobać kolegom. Mają charakter – mówi z dumą tata.

    Co ciekawe, jeden z przyjaciół Karola, którego tata jest widzewiakiem, coraz bardziej interesuje się ŁKS-em. Stwierdził nawet, że niespodziankę przygotowaną przez piłkarzy ŁKS-u dla rodziny Chrabelskich przeżył bardziej niż wizytę na stadionie narodowym.

    Żona Natalia (nauczycielka) pochodzi z Borów Tucholskich, ale szybko złapała ełkaesiackiego bakcyla, którym zaraził ją przyszły mąż. Para razem chodziła na mecze i uważała, że jest to niezwykle romantyczne dzielić wspólną pasję i móc razem spędzać czas. To zostało po dziś dzień.

    Męski wypad za namową żony

    Karol po raz pierwszy na stadionie w alei Unii Lubelskiej 2 pojawił się w 2015 roku. Wtedy podczas otwarcia nowego obiektu ŁKS zmierzył się z Pogonią Lwów i wygrał 2:1.

    – Pamiętam sytuację, kiedy Karol miał cztery lata i mówię do niego, że włączę mu bajkę. On kategorycznie zabronił i stwierdził, że chce oglądać Canal+, bo jest mecz Lechii Gdańsk – wspomina mama Natalia.

    Kiedy ŁKS borykał się z największymi kłopotami w historii, jakimi była degradacja, rodził się Michał. Minęło siedem lat, a chłopiec uczestniczył w szczególnym wydarzeniu jakim była feta z okazji awansu do ekstraklasy. To wtedy całą Polskę obiegło zdjęcie klęczącego Piotra, który obejmuje swoich synów. Koszulki ełkaesiackiego trio razem tworzyły trzy święte litery ŁKS.

    Natalia nie bała się puścić swoich panów na wielki pochód. Jak twierdzi, wiedziała „z czym to się je”, poza tym zawsze na tego typu wydarzeniach jest spokojnie.

    – Nie pamiętam, żeby były tam jakieś burdy. Zawsze obecna jest policja, dlatego podeszłam do tego na spokojnie. Nigdzie w Polsce nie było tylu funkcjonariuszy co w tamtym momencie na Piotrkowskiej. Wiedziałam, że będzie to ogromna frajda dla chłopaków i to było najważniejsze dodaje.

    Dla dzieci nie była to pierwsza piłkarska przygoda. Kiedy ŁKS grał w IV i III lidze, tata Piotr zabierał chłopców na mecze polskiej ekstraklasy. Zwiedzali stadiony Lechii, Legii, Lecha Poznań. Jeździli również na zagraniczne stadiony.

    – Gdzie nie jedziemy, to ciągną mnie na stadion. W Anglii na Wembley. Jak byliśmy w Portugalii, to koniecznie musieliśmy zobaczyć obiekt FC Porto. Zawsze jeden dzień jest na to poświęcony. Muszę jednak przyznać, że jest to przyjemne, bo te światowe stadiony są niezwykle nowoczesne, są tam piękne muzea i robią wrażenie – dodaje Natalia.

    Ełkaesiackie trio podąża za swoją drużyną po Polsce i mocno ją wspiera. Porażka powoduje łzy, ale nie brak wiary w ukochany zespół. Kiedy Michał smucił się, że łodzianie przegrywają z Arką Gdynia, otuchy dodawał mu brat Karol. Kibice byli wściekli na porażkę ze słabym klubem, w stronę piłkarzy posypały się wyzwiska. Chłopcy wstali i zaczęli śpiewać, że są razem z zawodnikami. Udało im się nakłonić do tego również część fanów.

    Niezniechęceni porażką zapytali taty, z kim ŁKS gra następny mecz. Piłkarze mieli zmierzyć się z Zagłębiem Lubin (270 km od Pabianic). Karol i Michał bardzo chcieli jechać, stwierdzili, że zawodnicy ich potrzebują. Był poniedziałek, „dzień chłopak”. Natalia namówiła męża, żeby zrobili sobie męski wypad. W trasie spędzili siedem godzin. ŁKS znowu przegrał. Chłopcy siedzieli w sektorze gospodarzy. Kiedy fani ŁKS-u zaczęli wspierać zawodników, Chrabelscy śpiewali razem z nimi i pokazali koszulki, które łączyły się w napis ŁKS.

    – Piłkarze odwrócili się do nas i zaczęli bić nam brawo, tak samo klub kibica. To było niesamowite – wspomina Karol.

    Tata Piotr dopowiada: – Opowiedzieliśmy o tym żonie, a ta stwierdziła, że ma ciarki. Synowie ubłagali ją, żeby pojechała z nami na kolejny mecz. Zgodziła się, zorganizowaliśmy cały rodzinny wypad. Pojechała z nami nawet córka.

    Dwie piłkarskie drużyny były pod ogromnym wrażeniem rodziny z Pabianic.

    Malarz wyciąga na wagary

    ŁKS postanowił uhonorować tak wiernych kibiców. Na ich Facebooku pojawił się post z prośbą o kontakt. Dla małych Chrabelskich była to wielka niespodzianka, kiedy w drzwiach ich domu stanął reprezentant Polski, zawodnik klubu Jan Sobociński.

    – Stresowaliśmy się i nie wiedzieliśmy, o co zapytać. Dostaliśmy autografy i koszulkę reprezentacji narodowej z meczu Polska – Kolumbia i porozmawialiśmy chwilę – opowiada Michał.

    Następna niespodzianka czekała na nich w szkole. Bracia byli na lekcji, kiedy do klasy zapukali Arkadiusz Malarz i Patryk Bryła.

    – Byłem zaskoczony, kiedy wszedł Arek Malarz i powiedział, że odbiera mnie ze szkoły. Pojechaliśmy na stadion ŁKS-u i graliśmy tam w siatkonogę – mówi Karol.

    Piłkarze udzielili młodym zawodnikom cennej lekcji, a Karol uczył Malarza, jaki ma sposób na łapanie rzutów karnych. Następnie zwiedzili szatnię piłkarzy, gdzie spotkali swego idola Artura Bogusza, o którym mówią, że jest „hiciorem”. Rozmawiali z nim jak najlepsi kumple. Już wcześniej dali mu wyraz sympatii, kiedy stworzyli dla niego specjalny plakat. Chcieli wręczyć mu na spotkaniu z Koroną Kielce, ale Bogusz w nim nie zagrał.

    – Z naszego sektora prześlizgnęliśmy się do VIP-ów, ochrona krzyczała, że nie wolno i zaczęła nas gonić. Plakat nakleiliśmy na szybę, żeby Bogusz go zobaczył. Znalazła go pani Paulina z marketingu i wręczyła podczas spotkania, by chłopcy mogli osobiście go dać – opowiada tata.

    Synowie Chrabelskiego otrzymali również wyróżnienie, jakim było wyprowadzenie piłkarzy podczas Pucharu Polski w meczu z Górnikiem Zabrze. Dostali także koszulki z przeplatanką na piersi i ich nazwiskami. Zrobili to drugi raz. Po raz pierwszy Karol wyprowadzał sędziego na meczu Lecha Poznań z Jagiellonią Białystok. Natomiast Michał popularnego „Żenię” (Jewhen Radionow) – podczas spotkania II ligi. Były to prezenty od chrzestnych.

    – Po całej akcji dzwoniły do mnie mamy innych dzieci z klasy, mówiąc, że ich pociechy są cały czas w szoku i przeżywają tę wizytę piłkarzy – dodaje Natalia.

    Podzielać wspólne pasje

    Wielu rodziców bałoby się zaprowadzić dziecko na stadion. W ich głowach wciąż siedzi to samo wyobrażenie, że burdy, agresja i niebezpieczeństwo.

    – Razem z żoną jesteśmy po pedagogice. Wychowanie dzieci jest dla nas szalenie ważne. Jeżeli ktoś mówi, że nie puszcza dziecka na stadion, bo tam bluźnią, dla mnie to totalna bzdura. Rodzice nie powinni się przejmować tym, że dziecko usłyszy niecenzuralne słowa. To jest przecież nieuniknione. Rodzice powinni tak wychować dziecko, żeby nie chciało ich powtarzać. My nigdy nie śpiewamy obelżywych przyśpiewek na innych kibiców. Jeżeli rodzic boi się, że ich dziecko będzie chciało bić innych fanów, to zawsze powtarzam, że my jesteśmy przykładem dla naszych dzieci i mamy im wpoić, że tak się nie robi. Uważam, że to wspaniałe, że wytworzyliśmy silną więź z dziećmi i razem fajnie spędzamy czas – opowiada Piotr.

    Dla jego żony ważne jest, żeby podzielać wspólne pasje. Było jej łatwiej, ponieważ miała styczność z piłką nożną. Mimo że pochodzi z Borów Tucholskich, jej brat jest kibicem ŁKS-u. Sama szybko złapała piłkarskiego bakcyla. Chętnie z mężem chodziła na mecze, sprawdzała tabelę, patrzyła, ile klubowi brakuje punktów, żeby awansować o oczko wyżej. Później na świat przyszły dzieci. Siłą rzeczy Natalia musiała odpuścić.

    – Może teraz jest dobry moment, by wrócić na stadion, bo Martusia była już z nami na meczu. Nie przeraziły jej race, była zachwycona, że są światełka. Myślę, że nie ma szansy na chodzenie na balet, bo czasem potrafi być pięć razy w tygodniu na stadionie, bo bracia mają treningi czy mecze – dodaje mama.

    Piotr wolałby jednak, żeby mała Martusia fascynowała się księżniczkami. Jak twierdzi, piłki w ich domu jest za dużo.

    Największe marzenie Michała i Karola to grać w Łódzkim Klubie Sportowym. Piotr chciałby, żeby klub był cały czas mądrze zarządzany.

    – Jest to dla mnie genialne, że mimo iż przegrywamy, to prezes nie zadłuża klubu i nie ściąga nowych zawodników. Nie boję się spadku. Uważam, że jeżeli nawet nie uda nam się utrzymać w ekstraklasie, to mając perspektywę budowy stadionu, braku długów i stabilnego budżetu, wiem, że awansujemy i to mnie nie przeraża. Potwornie boję się bankructwa, nie chcę, żeby chłopaki przeżywali to, co ja siedem lat temu – kończy fan ŁKS-u.

    Życzymy Chrabelskim, by ich marzenia się spełniły.

    Udostępnij