• 1Mackiewicz
    2Witczak
    3Zakrzewski
    5Hile
    6Kozowska
    7Kups
    7Stasiak
    8Berner
    9Gryzel
    9Marczak
    10Michalski
    11Grenda
    12Paszkiewicz
    14Wojcik
    14Zeligowski
    15Grabarz
    16HaburaJoanna
    16Korona
    16Zaborowska
    17Brozyna
    17Jozwiak
    17Pedziwiatr
    17Redowicz
    18Kania
    18Sikora
    18sRusinek
    19Duraj
    19Grzejszczak
    19Wojtowicz
    20Bujacz
    20Gryglewski
    20Habura
    21Jaksa
    21Stencel
    21ZStasiak
    22Lenarczyk
    22Pierzchaa
    22Skrobacz
    23Badek
    23Wadowska-Filarska
    24Nowak
    24Ramisz
    24Wojtczyk
    25Lewandowska
    26Wroblewski
    previous arrow
    next arrow
  • Dokądkolwiek wyjeżdżam za granicę naszego kraju zawsze, oprócz zabytków, interesuje mnie miejscowa kuchnia. Interesuje mnie w niej przede wszystkim smak. W swoim życiu jadłem wiele mniej lub bardziej egzotycznych potraw, a ostatnio bliżej poznałem kuchnię Kaukazu, a konkretnie Gruzji.

    Kaukaz to region położony na pograniczu Europy i Azji, a do tego region bardzo strategiczny. Przez wieki przemieszczały się tam różne wojska, przenikały kultury, mieszały rasy, ale mieszały się także smaki. Stąd w kuchni kaukaskiej można wyczuć smak Turcji, Dalekiego Wschodu, ale również Europy. Nie od dziś wiadomo, że najbardziej smaczne potrawy to takie, które zawierają w sobie wiele ingrediencji dokładnie ze sobą wymieszanych i… przemacerowanych. Trudno napisać za jednym zamachem o wszystkich potrawach, które smakowałem w tamtym regionie, więc ograniczę się do kilku podstawowych.

    Zacznę od tego co i na naszym stole jest podstawowym artykułem spożywczym, czyli od chleba. Od wielu tysięcy lat bez chleba, tego podstawowego, bo są różne jego odmiany, nie ma w Gruzji żadnego posiłku. Ten najbardziej popularny nazywa się lawasz. Jest prosty tak jak składniki, z jakich się składa, bo do jego upieczenia potrzeba tylko mąki pszennej, wody i soli. No, potrzebny jest jeszcze specjalny piec zwany tondira. Z mąki, wody i soli wyrabia się cieniutkie ciasto w formie owalnego naleśnika, które następnie przy pomocy specjalnej packi wkłada się do pieca, przyklejając do jego bocznej ścianki. Wypiek trwa bardzo krótko i już po chwili można delektować się gorącym chlebkiem, który w smaku przypomina placek, jaki podkradało się mamie, gdy robiła np. makaron do rosołu, i kładło się go na rozgrzaną blachę pieca węglowego. Lawasz może służyć jako łyżka do nabierania sosu czy gęstego gulaszu, można go rozdzielić i w środek włożyć jakieś smakowite mięso czy dajmy na to ser. Krótko mówiąc lawasz to… lawasz i już!

    Kolejną potrawą, z którą każdy kto był w Gruzji musiał się spotkać, jest chaczapuri. To chleb nadziewany serem nieco słonym w wersjach: ser w środku lub na zewnątrz. Ta odmiana chaczapuri z serem na wierzchu, a do tego z żółtkiem i masłem, a wszystko w kształcie łódeczki, nazywa się chaczapuri adżarskie (nazwa pochodzi od części Gruzji, zwanej Adżaria). Chaczapuri jest w Gruzji wszechobecne. Chaczapuri z serem w kształcie placka można jeść z ręki, czego nie da się powiedzieć o chaczapuri adżarskim. To osobne danie. Kiedy jadłem je po raz pierwszy, to już jego widok był ucztą dla oczu. Kształt łódeczki, a w środku złote oko żółtka zanurzonego w ciepłym, nieco słonym serku i na wierzchu pływający kawałek masła. Niezła bomba kaloryczna, ale za to jaka smaczna! Trzeba delikatnie wymieszać ser z żółtkiem i masłem, a właściwie należy to robić etapami i taką masę przegryzać ciepłym kawałkiem chlebka (chleb po gruzińsku to puri).

    Teraz czas na coś bardziej wykwintnego. To czinkali słynne gruzińskie pierogi. Swoim wyglądem przypominają misternie upleciony koszyczek zamknięty u góry. Koszyczek wykonany jest z cieniutkiego ciasta, wypełnionego mięsnym farszem. Farsz zamknięty ciastem pływa w rosole. Czinkali je się wyłącznie rękoma. Cała sztuka jedzenia polega na tym, aby wziąć pierożek do reki za „plecionkę” w górnej jego części, odwrócić go, delikatnie nadgryźć od dołu, tak aby wypić znajdujący się w środku rosół, nie parząc się nim, a następnie zjeść resztę, zostawiając niezjedzoną „plecionkę” (to tylko ciasto). Nieco skomplikowane, ale za to prawdziwe niebo w gębie.

    Na prawdziwej gruzińskiej uczcie, która może nawet trwać kilka dni i nocy, przed każdym z jego uczestników zawsze piętrzy się stos nie zjedzonych „plecionek”, które były częścią pierogów czinkali. Tutaj taka ciekawostka – w czasie gruzińskiej uczy, która zwie się supra, i która ma swojego głównodowodzącego zwanego tamada (udziela głosu, wznosi toasty) do stołu są donoszone coraz to nowe potrawy, a pustych talerzy się nie sprząta. Stos pozostawionych na stole talerzy świadczy o prestiżu tego, który ucztę wydaje. Dodam, że toasty są długie, kwieciste, z morałem i zawsze przepijane znakomitym gruzińskim winem.

    Na koniec, tak jak na prawdziwej uczcie, coś na słodko. Kiedy podróżowałem po Gruzji to w krajobrazie, który przesuwał się za oknami autokaru co i rusz widać było drzewa orzecha włoskiego. W jego uprawie Gruzja jest prawdziwą potęgą. Orzech włoski jest także częścią owej słodkości, o której chcę napisać. To czurczchele. Składniki: orzechy włoskie, sok z winogron zmieszany w odpowiedniej proporcji z mąką. Orzechy są nawleczone na nitkę (mogą być migdały) i polewane są gęstym, w wyniku gotowania, sokiem winogronowym. Masa zastyga i powstaje coś na kształt patyka powybrzuszanego od orzechów. Nitkę można wyciągnąć, a całość pokroić na małe kawałki i je po prostu zjeść. Smakują jak orzech włoski, tyle że o kwaskowym smaku. Wyżej napisałem, że to coś na słodko. Nic bardziej mylnego. Nie ma w tym przysmaku ani grama cukru poza naturalnym z soku winogronowego.

    Jak wspomniałem nie sposób, aby napisać o wszystkim, czego próbowałem i smakowałem, będąc w Gruzji. Najprościej jest tam… pojechać, aby samemu organoleptycznie sprawdzić, czy faktycznie w opowieściach o kuchni Kaukazu nie ma przesady. Moim zdaniem, a właściwie „zdaniem” mojego podniebienia, przesady nie ma!

    Udostępnij