• Posługa księdza Michała Misiaka w odległej Tanzanii trwa już niemal dwa miesiące. Charyzmatyczny duchowny został tam złotą rączką, budowlańcem, rybakiem, a nawet piłkarzem. Nie zapomina o głoszeniu ewangelii. Dla rdzennych mieszkańców Afryki jest niezwykłą atrakcją.

    Ksiądz Misiak 26 stycznia opuścił nasz kraj, by wziąć udział w misji w Tanzanii. Wcześniej pełnił posługę w Konstantynowie Łódzkim. Ku rozpaczy wiernych nie zagrzał tam długo miejsca.

    O powodach odejścia z kolejnej parafii poinformował za pomocą mediów społecznościowych: „Prawda jest taka, że 10 grudnia ks. Proboszcz poprosił Kurię o dyscyplinarne zwolnienie mnie z parafii z powodu „nieodpowiedniego wypełniania obowiązków wikariusza”. Dostałem też w tym czasie zakaz publikowania na fb. Biskup oznajmił mi, że „nie nadaję się na wikariusza” i poprosił, bym zniknął na pewien czas. Prawdziwe powody mojego zwolnienia z pracy duszpasterskiej to zwykła norma: odmienna wizja pracy połączona ze zwyczajną ludzką zazdrością księdza proboszcza i moje zaangażowanie w przywrócenie pierwotnego (czyli dowolnego) celibatu dla księży. Ostatecznie dostałem skierowanie na bezpłatny urlop. Zapytałem Jezusa, co dalej?, bo widzimy z Księdzem Biskupem, że w Kościele łódzkim i może też katolickim, nie ma dla mnie miejsca. Ufam Panu, że na to pytanie odpowie mi w czasie mojego głoszenia ewangelii w Tanzanii. Lecę tam na pół roku na własną prośbę już w tę niedzielę”.

    Minęły prawie dwa miesiące od wylotu duchownego do odległej Tanzanii. Wierni mają jednak z nim stały kontakt, ponieważ Misiak relacjonuje swój pobyt z wioski Puna na Facebooku. Stamtąd dowiadujemy się, że pomaga w funkcjonowaniu miejscowego sierocińca. Jest tzw. złotą rączką. Naprawia popsute sprzęty, dba o ogród, a wieczorem rusza na ewangelizację wraz z wolontariuszem z Ukrainy, który gra na gitarze.

    – Muszę przyznać, że jest tutaj bezpiecznie, zdarza się, że wieczorami chodzę sam. Jest tu bardzo dużo życzliwości. Są muzułmanie, chrześcijanie, ale każdy się kocha i szanuje – opowiada.

    Duchowny jest niemałą atrakcją w wiosce. Dzieci się z niego śmieją, że jest biały, a tubylcy przecierają oczy ze zdumienia. Ksiądz zdążył już przekonać do siebie miejscowych. Naprawił dzieciakom plac zabaw. Jak ryba w wodzie czuje się w warsztacie. Zreperował moskitiery na okna, by owady nie wpadały do pokoju maluchów.

    Za ogrodzeniem naszego sierocińca mieszka w lepiance kobieta, muzułmanka z trójką dzieci. Cztery tygodnie temu jeden z naszych wolontariuszy (biznesmen z Rumunii, mieszkający w Niemczech) postanowił wybudować im dom. Tu wszystko dzieje się szybko i za małe pieniądze. 4 tysiące euro i 4 tygodnie pracy.”

    Efekty są piorunujące. Afrykanka mieszkająca w katastroficznych warunkach zyskała piękny, mały domek.

    Duchowny z mieszkańcami Puny śpiewa, tańczy, siłuje się na rękę. Dzięki ofiarności ludzi z Polski kupił szachy i uczy miejscowych w nie grać. Wspólnie spożywa z nimi posiłki, nieważne czy są to muzułmanie, chrześcijanie, czy wyznawczy pierwotnych wierzeń afrykańskich. Przed posiłkiem zawsze odmawia modlitwę.

    Jak najszybciej wejść w dobre relacje z lokalnymi mieszkańcami. Służyć im i ich dobru wspólnemu na każdym kroku. Odwiedzam więc domy z błogosławieństwem Bożym. Noszę ludziom wodę ze studni do chatek (bo tu robią to kobiety), łupię kamienie (to też spadło na kobiety), bawię się z dziećmi we wsi, naprawiam i poszerzam ścieżki w buszu. Gdy wejdę w tę społeczność, jeszcze przez język suahili zacznę intensywniej głosić ewangelię, nie zaprzestając tych wcześniej wymienionych uczynków miłości”.

    Wraz z jednym z wolontariuszy za milion szylingów (2 tys. zł) udało im się kupić wiele rzeczy do wyposażenia budowanego domu oraz dla dzieci. Nie udałoby się to bez wsparcia osób z Europy, które przywożą datki. Ksiądz wylicza również, ile kosztuje życie w Tanzanii. Wizyta u fryzjera to na polskie 6 zł. Fryzjer zarabia miesięcznie 350 zł, nauczyciel 400 zł, pracownicy fizyczni na budowie 500 zł. Żeby wybudować prosty domek, trzeba mieć ok. 20 tys. zł. Opowiada historie Tanzańczyków, np. małżeństwa, które żyje w lepiance bez prądu. Wieczorem są zmuszeni siedzieć przy latarce. Oboje zarabiają 500 zł. Dzięki księdzu i darczyńcom z Polski udało się zamontować w lepiance solar z baterią, który kosztował 800 zł.

    W walentynki namawiał miejscowych mężczyzn, by pamiętali o swoich kobietach i podarowali im choćby kwiatka lub wykazali się miłym gestem. Uczy chłopców szacunku do dziewczynek, ale również odwagi, zaufania i pokonywania lęków.

    Razem z rybakami wybrał się na 12-godzinny rejs po Oceanie Indyjskim. Znalazł się tam dzięki Mr. Somba.

    – Dałem mu swój cały zapas orzechów włoskich z Polski, on dał mi pół ryby. W latach 70. za czasów niewolnictwa pracował tu w Tanzanii u Polaka. Nie ma dobrych wspomnień. Po polsku zna tylko: „sibciej, sibciej”. Poprosiłem, by mnie zabrał na ocean – opowiada.

    Misiak został nawet zaproszony do reprezentacji wioski klubu Puna FC. Blisko 40 procent zawodników gra tam na bosaka! Kapłan ruszył machinę dobra, która codziennie zalewa to miejsce. Konstantynowska Akademia Sportu zorganizowała zbiórkę. To ponad 40 piłek, 10 par butów, ponad 30 par klapek, ponad 50 koszulek z nazwiskami największych gwiazd piłkarskich, 3 pary rękawic oraz niezliczona ilość dresów, bluz, czapek z daszkiem.

    – Chłopcy i dziewczęta u nas w Puna często prosto ze szkoły idą na plażę. Ocean jest 100 metrów od szkoły. Nie zakładają strojów kąpielowych i nie rozkładają ręczników na plaży. Wchodzą do wody po kolana i łowią z dna ślimaki. Wkładają po kilogramie do tornistra i wracają do domu. W domu łupią obcążkami muszelki i wyjmują ślimaki. Po chwili, mieszając je z ugali, jedzą je całą głodną, ale szczęśliwą rodziną – opowiada.

    Ksiądz Michał uczestniczy w ślubach, odwiedza rodziny w ich domach. Kiedy wstawił zdjęcie jeden z kobiet, która do kościoła przyszła w najpiękniejszej sukience jaką miała, a torebkę zrobiła sobie z worka po ryżu, znajoma księdza sprawiła jej prezent i kupiła piękną różową torebkę. Jej radość była nie do opisania. Tak samo jak kobiet, którym z okazji Dnia Kobiet wręczył 20 lakierów do paznokci.

    Niestety, są osoby, które nie potrafią docenić działań kapłana i rzucają mu kłody pod nogi.

    – Państwo Polskie troszczy się o mnie. Miałem dziś miłe spotkanie z Panią Konsul. Zostałem poproszony przez nią o dokładne dane mojego miejsca pobytu na wypadek ewakuacji polskich obywateli w kontekście koronawirusa w Tanzanii. Dowiedziałem się też innej, przykrej rzeczy. Ksiądz prałat Zbigniew Tracz z łódzkiej kurii przekazał prośbę Ministerstwu Obrony Narodowej, by nie wspierali mojej pracy w sierocińcu Dunija ya Heri. Żołnierze z Polski, którym służę jako kapelan, zrobili zbiórkę i chcieli mi wysłać 500 kilogramów artykułów szkolnych. Przykry jest ten cios w plecy – mówi Misiak.

    PS. Pieniądze zbierane są również za pomocą portalu zrzutka.pl. Na Facebooku można skontaktować się z księdzem Misiakiem i bezpośrednio przesłać mu pieniądze.

    Udostępnij

    Jeden komentarz

    1. Wspaniały człowiek, kiedyś dawno temu, był wikarym na parafii w Bełchatowie. Dzieci i dorośli go uwielbiali. Opiekował się grupą ministrantów, każde spotkanie z nim było niezwykle. Nigdy go nie zapomnimy. Mamy ks. Michała mocno w sercu i życzymy dobrego zdrowia i oby ta dobra energia i zapał nigdy w nim nie wygasły. Niech Bóg ma go w swojej opiece, bo teraz taki ksiądz i człowiek to niestety rzadkość i wielki skarb.

    Możliwość komentowania została wyłączona.