• 1Mackiewicz
    2Witczak
    3Zakrzewski
    5Hile
    6Kozowska
    7Kups
    7Stasiak
    8Berner
    9Gryzel
    9Marczak
    10Michalski
    11Grenda
    12Paszkiewicz
    14Wojcik
    14Zeligowski
    15Grabarz
    16HaburaJoanna
    16Korona
    16Zaborowska
    17Brozyna
    17Jozwiak
    17Pedziwiatr
    17Redowicz
    18Kania
    18Sikora
    18sRusinek
    19Duraj
    19Grzejszczak
    19Wojtowicz
    20Bujacz
    20Gryglewski
    20Habura
    21Jaksa
    21Stencel
    21ZStasiak
    22Lenarczyk
    22Pierzchaa
    22Skrobacz
    23Badek
    23Wadowska-Filarska
    24Nowak
    24Ramisz
    24Wojtczyk
    25Lewandowska
    26Wroblewski
    previous arrow
    next arrow
  • Przed Dniem Kobiet (8 marca) i Dniem Teściowej (5 marca) zajrzeliśmy do Ślądkowic. Tam urzędują trzy bardzo zaradne kobiety.

    – U nas w domu sery znikają w jeden dzień – opowiadają Karolina i Agata. 25-latki wraz z przyszłą teściową prowadzą gospodarstwo rolne w Ślądkowicach. Zajmują się produkcją serów.

    Teściowa nie taka straszna, jak ją malują!

    Karolina Fiszer i Agata Lorentowicz mają po 25 lat i są przyszłymi synowymi 49-letniej Małgorzaty Bartuzel. W trójkę zajmują się wytwarzaniem naturalnych serów podpuszczkowych z różnymi dodatkami. Klienci porównują je do sera korycińskiego.

    – Gospodarstwo rolne zarejestrowane jest na naszą przyszłą teściową. My jesteśmy takimi dodatkami – śmieją się dziewczyny. – Pani Gosia wszystkim się zajmuje. To ona tak naprawdę wprowadziła nas w sery i nauczyła je robić.

    Karolina pochodzi z okolic Bełchatowa. Na co dzień uczy w szkole podstawowej w Krakowie.

    – Tam w zasadzie żyję. Tutaj dojeżdżam w piątki i zostaję do poniedziałku – dodaje.

    Agata Lorentowicz wywodzi się z okolic Jutroszewa. Pracuje w biurze na „Ptaku” w Rzgowie. Zajmuje się sprzedażą hurtową odzieży damskiej.

    Obecnie mieszkam w Ślądkowicach z narzeczonym i jego rodziną – opowiada. –  Sery traktujemy dodatkowo, jako taką zabawę. Mamy z tego sporą frajdę.

    Jak to się zaczęło?

    Pani Małgorzata zajmuje się produkcją serów już od dawna. Były to jednak produkty tylko na potrzeby domowników i znajomych.

    – Pani Gosia już od dawna robi sery. Eksperymentowała z różnymi smakami, by zaskoczyć domowników. Sprzedażą nigdy się nie trudniła – tłumaczą kobiety. – Ludzie podpytywali, czy można kupić od niej te serki. Gdy nastał czas pandemii, Karolina miała przestój w szkole, a Agata mniej pracy w biurze.

    Pewnego dnia Karolina przyjechała do Ślądkowic i zaczęła opowiadać o kolejnej propozycji kupna sera. Agata wpadła do domu chwilę później. Również miała potencjalnego klienta.

    – Zaczęłyśmy debatować i wpadłyśmy na pomysł, że zgłaszamy działalność. Rozpoczęłyśmy projektowanie naklejek i wymyślanie smaków. I tak się to wszystko zaczęło – przyznają. – Jeszcze nie wiedziałyśmy, co z czym dobrze smakuje. Byłyśmy bardzo tego ciekawe. Pani Gosia wszystko nam pokazywała. Krok po kroku.

    Działalność kobiet zaczęła raczkować już wiosną’20. Wtedy się uczyły i szukały pomysłów.

    Próby na najbliższych

    – Miałyśmy milion rzeczy do obmyślenia, pomysłów do przedyskutowania. Burze mózgu trwały codziennie. Pozytywne opinie napędzały nas do dalszej pracy, do rozwoju, do wymyślania nowych smaków – wspominają 25-latki.

    Ich pierwszym hitem był ser ze szczypiorkiem i rzodkiewką.

    – My wymyśliłyśmy szczypiorek, pani Gosia rzodkiewkę i połączyłyśmy to w jedno – wyjaśniają. – Klienci bardzo dobrze odebrali ten smak. Pasuje idealnie do kanapki na śniadanie.

    Swoje pomysły na smaki… testują na najbliższych.

    – To rodzina próbowała jako pierwsza, na nich eksperymentowałyśmy. Dopiero później sery idą do sprzedaży. Mamy w domu trochę ludzi, są różne gusta, więc jest na kim testować – śmieją się rówieśniczki. – Były pomysły, które musiałyśmy sobie darować. Na przykład cynamon, on odpadł. Historia z nim była bardzo śmieszna. To był nasz strzał w kolano. Mak, majeranek i kminek też się nie sprawdziły. Myślałyśmy, że słodka wanilia będzie super, ale też nie. Mamy w ofercie również ser na słodko z dodatkiem mango. Jest jeszcze śliwka i żurawina, ale one są słodko-słone, ser jest na słono, a owoce to przełamują.

    Serowa rodzina

    Krewni Karoliny i Agaty preferują sery słone. Jedzą ich bardzo dużo.

    – Cały czas podjadamy sery. Przynajmniej raz w tygodniu musimy zrobić jakiś do domu, żeby był na cały tydzień – opowiadają. – Generalnie jesteśmy taką serową rodziną. Sery muszą być w naszej kuchni. Czy to dojrzewające, mozzarelle, żółte… To już taka nasza tradycja. Coś, bez czego się nie obejdziemy.

    Każdy z domowników ma już swój ulubiony smak.

    – Nawet gdy ktoś jest sceptycznie nastawiony do serów, na przykład mój dziadek, to te nasze go przekonują. Dziadek ma swój ulubiony, z kozieradką, ponieważ obniża poziom cukru we krwi – mówi Agata.

    Dziewczyny śmieją się, że gdy są zaproszone na domówkę, to muszą zabrać ze sobą swoje wyroby. Deska serów to ich znak rozpoznawczy.

    Nie wierzą, że same je robimy!

    Dla najbliższych ich nowe hobby było szokiem.

    – Obie nie gotujemy zbyt często, w związku z tym nasi bliscy z początku uważali nasz pomysł za niewiarygodny i krótkotrwały. Produkcja serów to rzeczywiście czasochłonna praca. W naszych stronach nikt wcześniej nie znał serów podpuszczkowych, dzięki temu od razu pojawiło się zainteresowanie – dodają.

    Seromaniaczki muszą odpierać też zarzuty, że to nie one robią produkty, które sprzedają. Traktowane są jako pośredniczki, które jedynie przekazują nabiał kupcom.

    – Niektórzy klienci nie wierzą, że takie młode osoby potrafią robić sery. Myślą, że my tylko dostajemy towar i go rozwozimy – relacjonują. – A to jest doskonałe odstresowanie się po całym tygodniu. Spotykamy się, możemy porozmawiać i wspólnie zająć się czymś przyjemnym.

    Jak powstaje ser podpuszczkowy?

    Zrobienie sera i jego leżakowanie trwa kilka godzin. Jak wyjaśniają koneSerki, musi on długo odpocząć w formie, by nie opadł i się nie odkształcił.

    – Nie zdradzamy nigdy szczegółowej instrukcji, choć miałyśmy już zapytania, czy nie chciałybyśmy prowadzić szkoleń – opowiadają 25-latki. – W skrócie, mleko trzeba podgrzać do odpowiedniej temperatury. Należy dodać podpuszczkę. To właśnie dzięki niej powstają skrzepy, które później się przeradzają w ser. Taki wyrób musi długo leżakować, żeby się dobrze wycisnął i później ładnie wyglądał. Oczywiście nie można zapomnieć o soli. Mamy na szczęście pod ręką panią Gosię, która zawsze nam pomoże i podpowie.

    Pani Bartuzel i jej przyszłe synowe pracują w prywatnej kuchni. Taka przestrzeń im w zupełności wystarcza.  Kobiety idealnie wpisały się w nurt zdrowego, domowego, swojskiego jedzenia eko. Jak opowiadają, klienci bardzo to doceniają.

    – Ludzie sprawdzają, czy skład jest naturalny, czy nie ma konserwantów. Pytają o rodzaj podpuszczki, bo chcą, by wyrób był prozwierzęcy. Nie chcą podpuszczki jagnięcej, tylko mikrobiologiczną, by uniknąć jakiegokolwiek cierpienia zwierząt. A my właśnie takiej używamy – puentują.

    Na co dzień i od święta!

    Klienci głównie kupują sery do zjedzenia na co dzień na kanapkę. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy ktoś zgłasza się po nabiał na urodziny, imieniny, a nawet wesele!

    Nasze sery były na urodzinach u mojego chrześniaka – zdradza Karolina. – Ludzie zamawiają u nas towar z reguły dla siebie, na co dzień, ale też na jakieś okolicznościowe, rodzinne imprezy. Miałyśmy panią, która kupowała nasze sery dla syna, który wracał z zagranicy. Była też odwrotna sytuacja, pani jechała do córki do Norwegii i chciała ze sobą zabrać coś stąd, regionalnego, dla przypomnienia polskich smaków.

    W domach dziewczyn sery goszczą na stole i na co dzień, i od święta.

    Tylko od święta jest podany odświętnie – śmieją się. – Przyozdobiony rukolą, owocami, konfiturą…

    Jaki jest najlepszy?

    Początkowe smaki serowarki wzięły od pani Małgorzaty. Obecnie w ofercie mają ich aż 33!

    – Był taki fajny czas, gdy wymyślałyśmy codziennie nowe połączenia. Wiele pomysłów wpadało nam do głowy podczas przeglądania ofert różnych hurtowni przypraw. W ten sposób powstała nasza ulotka.

    Smaki podpowiadają również klienci. Tak było z chili i kozieradką.

    – Ludzie pytali nas, czy mamy coś na ostro. Na początku nie wpadło nam do głowy, żeby robić ser pikantny. Pomysł na ser z kozieradką również podsunęła nam pewna klientka. Nigdy wcześniej nie spotkałyśmy się z tą przyprawą, musiałyśmy sobie wygooglować – śmieją się Agata i Karolina. – Ale okazało się, że faktycznie można z nią zrobić ser i bardzo wielu osobom to smakuje.

    Świetnie sprzedaje się czarnuszka. Są klienci, które biorą dany smak, bo niesie on za sobą jakieś właściwości prozdrowotne.

    – Zdecydowanie numerem jeden jest żurawina i orzech włoski. Nawet nie spodziewałyśmy się, że to pójdzie tak dobrze – opowiadają. – Na drugim miejscu jest czosnek niedźwiedzi i wszelkie mieszanki, jak chilli, pomidor i oregano. Klienci lubią, gdy w serze się dużo dzieje.

    Karolina uwielbia ten podwędzony z żurawiną. Dogania go czosnek kolorowy.

    – Ja polecam całym sercem orzech włoski. Zarówno w wersji zwykłej lub wędzonej – mówi z kolei Agata.

    Smaczniejszy niż z Zakopanego!

    Na początku klienci nie wiedzieli, czym jest ser podpuszczkowy. Większość myślała, że otrzyma twaróg.

    – Dostałyśmy taką jedną opinię od koleżanki Agaty z pracy. Kobieta pochodzi z Zakopanego i stwierdziła, że nasze sery są zdecydowanie smaczniejsze niż te z gór. Cały czas u nas zamawia, szczególnie ten z żurawiną. To zdecydowanie najpiękniejszy komplement – ekscytują się 25-latki.

    Jeden pan powiedział kiedyś, że sery ze Ślądkowic nie potrzebują żadnej reklamy i ulotek. Wyroby tak mu zasmakowały, że sam je polecał znajomym.

    – Chwalił nas na prawo i lewo, by więcej osób mogło spróbować naszych serów – opowiada Agata. – I tak było. Zgłaszali się do nas ludzie właśnie od tego pana. 

    Poradnik: z czym go jeść

    Karolina ma dużą wiedzę z zakresu win. Potrafiła więc skomponować odpowiednio smaki i przyprawy.

    – Pracowałam pięć lat w gastronomii, w restauracji w Krakowie. Rzeczywiście trochę się przewinęło tych win w moim życiu. Musiałam wiedzieć, co polecić do czego – wyjaśnia. – Nie ma zasady z jakim winem powinno się jeść nasze sery. Do tych ostrzejszych, na przykład do czarnuszki polecam wino czerwone. Do smaków łagodniejszych, jak śmietankowy czy z żurawiną, pasuje natomiast białe, lekkie. Wiele osób uważa, że do sera tylko białe wino i koniec. Teraz przełamujemy to. Im bardziej intensywny w smaku i zapachu ser, tym bardziej wyraziste wino powinno mu towarzyszyć.

    Dziewczyny zachęcają, by sery jeść nie tylko na kanapce czy podawać na desce, ale stawiać również na inne formy.

    – Jeśli chodzi o ser śmietankowy, to gdy poleży i dojrzeje, można go zetrzeć na tarce i dodać do zupy pomidorowej czy domowej pizzy – wyliczają. – Fajnie się roztopi, będzie się zachowywał jak mozzarella.

    Sery ze Ślądkowic można dodać także do sałatek zamiast fety lub sera sałatkowego. Dobrym pomysłem będą również tzw. finger foody – koreczki, kanapeczki czy tortille.

    – Ser można wrzucić na patelnię, na oliwę. Będzie się zachowywał jak oscypek. Do tego konfiturka, najlepiej żurawinowa, i będzie pycha. Ostatnio odkryłyśmy, że borówka też jest do tego świetna – opowiadają koneSerki. – Ser można wykorzystać w kuchni na wiele sposobów. Nie zamykajmy się. Mamy tyle możliwości, że szkoda pozostać przy jednej czy dwóch.

    Co dalej?

    Agata i Karolina już od dawna planowały udać się na szkolenie, które pozwoli im nabrać jeszcze większego doświadczenia w produkcji serów. Niestety, wszystko pokrzyżowała pandemia.

    – Kursów i szkoleń nigdy za dużo. Co się odwlecze, to nie uciecze i kiedyś na pewno odhaczymy ten punkt. Mamy czas, jaki mamy. Nie załamujemy się, robimy swoje – mówią z nadzieją niewiasty. – Myślimy, że Polacy lubią sery i coraz lepiej się na nich znają. Wiedzą, czego chcą i co kupują.

    KoneSerkom życzymy wielu nowych smaków i udanych eksperymentów w kuchni.

    Klaudia Kardas

    foto: zbiory własne

    Udostępnij