• W Miejskiej Bibliotece Publicznej miłośnicy rowerowych wypraw wysłuchali opowieści o trudach jazdy po azjatyckich drogach. O Jordanii opowiadał Arkadiusz Jaksa.

    Miłośnik dwóch kółek zaplanował wyprawę w marcu ubiegłego roku, tuż przed epidemią.

    – Celem była Jordania, kraj muzułmański o całkiem odmiennej kulturze społecznej i obyczajowości – zaczął opowieść podróżnik z Pabianic. – Inny miał być klimat. Ostatnie moje wyprawy to Północna Norwegia oraz Islandia. Teraz miały czekać na nas pustynie, wielbłądy i gorące słońce.

    Po wylądowaniu w Jordanii pierwszym celem była Madaba. Najcenniejszym zabytkiem miasta jest mozaikowa mapa Ziemi Świętej z XVI wieku w cerkwi św. Jerzego.

    Trasa wiodła przez Górę Nebo w kierunku Morza Martwego.

    – To tutaj podobno Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną. Polski akcent to drzewo oliwne posadzone przez naszego papieża Jana Pawła II – mówił Jaksa.

    Po dotarciu do Morza Martwego była kąpiel. 

    – Woda jest gęsta jak olej. Można na niej leżeć bez ruchu. Sól powoduje ból w miejscach, gdzie są skaleczenia – dzielił się wrażeniami podróżnik.

    Czekał go także niezły wyczyn. Podjazd od -434 m p.p.m. Morza Martwego na 1100 m n.p.m. do twierdzy Macheront.

    Takiego podjazdu jeszcze nie doświadczyłem. Musiałem pchać rower…

    Podczas opowieści słuchacze dowiedzieli się też, że w Jordanii trzeba uważać na wygórowane ceny, dokuczliwe dzieci i psy pasterskie.

    „Królewską drogą”, czyli drogą handlową Jaksa dotarł do Petry, tajemniczego skalnego miasta Nebatejczyków, które stanowiło stolicę ich królestwa .

    – Podziwiając Petrę, dowiedziałem się o pierwszych przypadkach koronowirusa w Polsce. Konsul zadzwoniła, aby wracać do kraju. Przerwałem wyprawę i przygodę. Ale wrócę do magicznej Jordanii – obiecał Arkadiusz Jaksa.

    foto: archiwum wyprawy, Ol.

    Udostępnij