• Fundacja Miauczykotek zajmuje się bezdomnymi futrzakami w mieście. Wolontariusze są na skraju załamania, bo nie mają już miejsc na nowe zwierzaki. Rozwiązaniem byłoby schronisko dla kotów. Ale na to pieniędzy w miejskiej kasie brak.

    Od dziewięciu lat „Miauczykotek” zajmuje się opieką nad porzuconymi kotami. Wolontariusze przyjmują do własnych domów mruczki znalezione przez pabianiczan. Karmią je, zabierają do weterynarza, zastępują im dom, szukają właścicieli na stałe. Zwierząt przybywa, a wolontariusze otaczają je troskliwą opieką. Problem w tym, że wolontariuszy jest raptem siedmioro. Większość z nich trzyma w domu kilka kotów. Bywa, że nawet i piętnaście zwierzaków mieszka pod jednym dachem! Domy wolontariuszy pękają w szwach.

    – Mieszkańcy dzwonią do nas o każdej porze dnia i nocy. Mamy trzy, cztery telefony dziennie. Niektórzy wyzywają, niektórzy płaczą, proszą, żebyśmy wzięli kotki. Nie wiem, co mam robić. Ja już nie mam miejsca na więcej zwierząt – denerwuje się Ilona Dychto, szefowa fundacji. – Teraz wolontariusze mają już dość telefonów ode mnie. Też nie mają gdzie trzymać kotów.

    Grupa jest sfrustrowana, bo magistrat przerzucił na nich obowiązek opieki nad kotami. Choć to urząd odpowiada za bezdomne zwierzęta…

     

    więcej w papierowym wydaniu „Nowego Życia Pabianic” nr 38/2017

    Udostępnij