• News will be here
  • Mam sentyment do tego zakątka Polski. Ilekroć tam wyjeżdżam, zachwycam się wspaniałą przyrodą i historią – jedyną w swoim rodzaju, a tak bardzo związaną z dziejami naszego kraju. Tym razem asumpt do wyjazdu na Podlasie dało mi tatarskie święto Sabantuj.

    Jest to „święto pługa”, organizowane na zakończenie wiosennych prac polowych. Polscy Tatarzy „wznowili” to święto w 2007 roku i odtąd odbywa się ono co roku. Miejscem świętowania jest niepisana stolica polskich Tatarów – Kruszyniany. Czas jego odbywania się jest „ruchomy” ze wskazaniem na okres wakacyjny (turyści). W 2018 roku „wypadło ono” 4 sierpnia. Kruszyniany, gdzie odbywało się Sabantuj, to jedno z dwóch miejsc w Polsce, w którym znajdują się meczety zbudowane przez Tatarów. Ten w Kruszynianach, drewniany, jest najstarszy. Zbudowano go pod koniec XVIII wieku. Drugi znajduje się w niedaleko położonej od Kruszynian miejscowości Bohoniki.
    O historii przeplatanej z legendą opowiadała mi „sprawczyni” wznowienia Sabantuj w Kruszynianach, właścicielka słynnej w całej Polsce Tatarskiej Jurty – Dżanetta Bogdanowicz. Według historii król Jan II Sobieski po bitwie pod Parkanami, gdzie całkowicie rozbił armię Kara Mustafy, w podzięce za męstwo walczących u jego boku Tatarów podarował im ziemie leżące na dzisiejszym Podlasiu. Legenda głosi, że ziem tych miało być tyle, ile Tatar mógł objechać na koniu w ciągu dnia. Fakt faktem, że pod koniec XVII wieku Tatarzy pojawili się na tych ziemiach i nieprzerwanie są na nich do dziś. Skoro zostali na nich, to w naturalny sposób zbudowali swoje świątynie (meczety), a w ich pobliżu zaczęły powstawać cmentarze (mizary). Ciekawostką niech będzie fakt, że meczety zbudowali im chrześcijanie, bowiem Tatarzy to wojownicy, nie mający nic wspólnego z ciesielstwem. Zawsze, kiedy była taka potrzeba, dzielnie „stawali” u boku panujących, a w czasach pokoju uprawiali ziemię. Wspaniałą historię zapisali w czasach II Rzeczypospolitej, kiedy to wielu z nich pełniło funkcje dowódcze w naszej kawalerii.

    Na początku wspomniałem o moim sentymencie do tego zakątka Polski. Jeszcze nie tak dawno można było o nim powiedzieć, że „na noc zwija się tam drogę…”, bo o asfalcie można było tylko pomarzyć. Dziś, choć to naprawdę dalekie od Pabianic pogranicze Polski i Białorusi, wiedzie tam dobra asfaltowa szosa. Jest cisza, wokół wspaniała przyroda Puszczy Knyszyńskiej, z drugą po Białowieży ostoją żubrów. Nikt tam bezmyślnie nie wycina starych drzew rosnących na poboczach drogi, bo to przecież żywe pomniki przyrody i niewątpliwa ozdoba wijącej się przez pola i lasy drogi. Zabudowania niewielkie, za to na polach wszelkiego rodzaju zboża i uprawy porzeczek oraz borówek. W Polsce to rzadki dziś obraz spokoju i piękna, stąd mój do tego miejsca sentyment. Największą wartością tych ziem są ludzie, którzy te tereny zamieszkują, w tym wspomniani wyżej Tatarzy.
    Tegoroczne Sabantuj odbywało się pod hasłem „Tatarzy Świata” i faktycznie wśród osób, które na święto przybyły, byli Tatarzy z Litwy, Białorusi, Kazachstanu, Uzbekistanu. Język polski mieszał się z litewskim, rosyjskim, a także polskim z charakterystycznym „zaśpiewem” zdradzającym, iż osoba nim władająca mieszka tuż za granicami naszego kraju. Można było spotkać imama, który pięknie kaligrafował po arabsku imiona turystów. Posłuchać i obejrzeć regionalne piosenki i tańce w wykonaniu Tatarskiego Zespołu Taneczno-Wokalnego „Buńczuk”, jak i innych zespołów przybyłych specjalnie na tę okazję. Było bardzo kolorowo i, jak się nieco później okazało, także bardzo smacznie.

    Tatarzy to praktykujący muzułmanie i dlatego początek uroczystościom dał azan, czyli wezwanie do modlitwy w miejscowym meczecie. Intencją modlitwy był pokój i sprawiedliwość na całym świecie. Mógł w niej brać udział każdy, bez względu na wyznanie. Po modlitwie odbyła się barwna, roztańczona i rozśpiewana parada wszystkich gości i uczestników Sabantuj. Później było równie barwnie i kolorowo, a także, jak wspomniałem, smacznie. Nie od dziś wiadomo, że kuchnia tatarska ma w sobie niezmierzoną ilość smaków zawartych w licznych potrawach. Te smaki i te potrawy od wielu, wielu lat popularyzuje Dżanetta Bogdanowicz. Będąc wielokrotnie gościem w Tatarskiej Jurcie, miałem możność skosztowania pierekaczewnika, czyli ciasta przekładanego mięsem lub serem, smażonych pierogów – czebureti z farszem z mięsa i cebuli czy innych pieczonych pierogów zwanych jeczpoczmaki – z ziemniakami, pietruszką, marchewką, cebulą i mięsem. Próbowałem ciasteczek oblewanych miodem, posypywanych migdałami i wspaniałej gorącej herbaty z miętą. W trakcie tegorocznego Sabantuj odbywały się różnego rodzaju warsztaty kulinarne, i można było takich pierogów posmakować.
    Na początku tego roku Tatarską Jurtę spotkało olbrzymie nieszczęście. Pożar całkowicie zniszczył ten obiekt i dobytek rodziny Bogdanowiczów. Odradza się ona jak „feniks z popiołów”. Dobrzy ludzie z całego świata ślą nie tylko słowa otuchy i pocieszenia, ale także konkretne wsparcie materialne. To wsparcie i licytacja na rzecz jej odbudowy, jaka odbyła się podczas tegorocznego Sabantuj, powodują, że już niedługo Tatarska Jurta ponownie wypełni się zapachem tatarskich potraw. Dowodem tego, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu niechaj będzie fakt, że Dżanetta Bogdanowicz poczęstowała uczestników i gości Sabantuj trzema pieczonymi baranami.
    Można było postrzelać z tatarskiego łuku, pojeździć konno, kupić wyroby rękodzieła czy znakomitą chałwę, bardziej związaną z historią Turcji. Uwieńczeniem Sabantuj była rekonstrukcja bitwy pod Parkanami. która odbyła się w 1683 roku. Jan II Sobieski po pokonaniu Kara Mustafy pod Wiedniem ruszył za jego uciekającą armią, dopadł ją pod Parkanami (dziś terytorium Węgier) i dokończył dzieła. Od tamtego czasu Turcy nigdy więcej nie wyruszali na wyprawy wojenne w kierunku Wiednia i tej części Europy. W czasie tej bitwy, jak oceniają historycy o wiele ważniejszej, większej, bardziej krwawej niż ta pod Wiedniem, właśnie Tatarzy dzielnie walczyli u boku naszego króla, za co wynagrodził ich nadaniem ziem na wschodzie Polski. W rekonstrukcji bitwy brało udział ponad 150 osób z różnych grup rekonstrukcyjnych, ale jej zakończenie było takie jak w 1683 roku – zwyciężył Jan III Sobieski stojący na czele sprzymierzonych wojsk.

    Wracałem przez wioski i osady dawniej pełne ruchu, dziś bardziej senne, niemniej bogate w nieco zapomnianą historię. Przed laty żyli to obok siebie wyznawcy judaizmu, muzułmanie i chrześcijanie. W piątki świętowali muzułmanie, w soboty Żydzi, a w niedziele chrześcijanie. Dziś próżno szukać synagog czy wyznawców judaizmu. Okropieństwa II wojny światowej dopełniły dzieła zniszczenia narodu żydowskiego i ich materialnego dziedzictwa. Nadal jednak żyją obok siebie muzułmanie i chrześcijanie. Są wyznawcy prawosławia, no i jest wspaniała historia „zaklęta” w kamieniach, budynkach i ludzkiej pamięci. Ze wszech miar warto ją poznać osobiście.

    Andrzej Chałupka

    Udostępnij