11 listopada w hotelu „Fabryka Wełny” odbyło się spotkanie z reżyserką Agnieszką Holland. Przybyły tłumy…
Sala pęka u Furmana w szwach. Trzeszczy i rozciąga się jak może. Trudno policzyć chętnych na spotkaniu z Agnieszką Holland. Aż miło popatrzeć, jak naród garnie się do sztuki. Brawo. Odnoszę wrażenie, że to kolejna część wyborów, tyle że nie trzeba ich dokonywać. Wszyscy po jednej stronie, zjednoczeni w podniosłej atmosferze witają znamienitego Gościa. Tymczasem Pani Agnieszka wchodzi skromna, kłaniając się, rzuca jakiś żarcik. Puszczają pierwsze emocje, zaczyna się spotkanie.
Reżyserka urzeka wszystkich swoją mądrością, wiedzą, elokwencją. Słowa, poza tym, że są po prostu ładne, mają znaczenie, nabierają siły. Zresztą sama Agnieszka Holland użyła takiego wyrażenia. Słowa powinny mieć treść, nie mogą być puste. Opowiada o rzeczach ważnych, wartościach niepodważalnych dla każdego człowieka, o trudzie ich uniesienia, o konieczności właściwej oceny sytuacji. Nazywa rzeczy po imieniu. Z odwagą wyraża swoją opinię na temat sytuacji w Polsce. Bez ogródek daje przykłady niechlujstwa, arogancji i buty władzy. Z mocą, a jednocześnie bardzo spokojnie, punktuje zagrożenia wynikające, np. z „flirtu” rządzących z neonazistami. Jasno i wprost daje dowód swoim poglądom. Postawa rzadka. Niestety…
Więcej w papierowym wydaniu NŻP nr 46/2018