• O niezwykle trudnej sytuacji za naszą wschodnią granicą rozmawiamy w poniedziałek z Natalią, która od 7 lat mieszka w Pabianicach. Jej córka Ola wraz z dziećmi, 10-letnią córeczką i 8-letnim synkiem, przebywa obecnie w ogarniętym wojną Łucku. Mąż i tata pracują w Polsce.

    Próbujemy sprowadzić Olę do Polski. Mamy nadzieję, że się uda. Mają zarezerwowane miejsce w autobusie, który jedzie spod Kijowa. Ma być u nich dzisiaj o 18.00 – powiedziała nam w poniedziałkowy poranek Natalia. – Nasza rodzina na Ukrainie nie wierzyła, że wojna wybuchnie. Nie chcieli przyjechać do Polski. W czwartek nie wiedzieli nawet, że coś się dzieje. My wiedzieliśmy przed nimi, że Rosja zaatakowała Ukrainę. Powiedzieliśmy: pakujcie się, bierzcie pieniądze, samochód i jedźcie do Polski. Byli zaskoczeni i zdezorientowani.

    Na ucieczkę było jednak za późno. 31-latka nie mogła już zatankować auta i wyciągnąć środków z bankomatu. Wszędzie były ogromne kolejki.

    Znajomi i rodzina zorganizowali busy, którymi miała wraz z innymi kobietami i dziećmi dojechać w piątek do granicy. Przez całą noc przejechali tylko trzy kilometry. Nie można dostać się na przejście. Korki sięgają ponad 20 kilometrów. Trzeba byłoby iść pieszo, ale taki kawał, w zimno, kobiety z małymi dziećmi? – opowiada z przejęciem nasza rozmówczyni. – Mężczyźni mają zakaz opuszczania kraju. Oni pomagają, dowożą, ale przekroczyć granicy nie mogą. Ostatecznie Ola z dziećmi zawróciła do Lwowa. Tam zatrzymała się u znajomych, umyła się, odpoczęła.

    To, co córka Natalii zobaczyła na lwowskim dworcu sprawiło, że postanowiła wraz z dziećmi wrócić do rodzinnego Łucka.

    Ze Lwowa do Polski jeżdżą darmo pociągi, ale nie udało się im na taki załapać. Na dworcu były tłumy ludzi. Wszyscy uciekają. Coś strasznego –  mówi Natalia. – Wrócili do Łucka. Teraz pakują się, bo wcześniej wyszli z domu tak jak stali. Na łuckie lotnisko wojskowe spadły bomby. Żołnierze zaczęli strzelać. Ola z dziećmi uciekła, wzięła tylko paszporty. Teraz może zabrać jakieś rzeczy. Czekają na ten autobus spod Kijowa. Są zdezorientowani i przestraszeni. 

    Co warte podkreślenia, wiele osób bezinteresownie pomaga ofiarom wojny.

    Kupują jedzenie, wodę, wożą ludzi i to zupełnie darmo. To wzruszające – dodaje nasza rozmówczyni. – Bardzo boimy się o znajomych i rodzinę z Ukrainy. Liczymy, że wszyscy będą bezpieczni i że uda im się dotrzeć do Pabianic…

    Udostępnij