• Marzenia senne, las, poezja i… medycyna, czyli spotkanie z Bogumiłą Kempińską-Mirosławską

    Z kim kojarzy nam się lekarz? Z osobą, z którą spotkanie, choć czasem konieczne, łączy się z ogromnym stresem. Nie ma w tym nic z… poezji. Specjaliści od naszego zdrowia kojarzą się wyłącznie z realistycznym, prozaicznym twardym stąpaniem po ziemi. Każdy z nas ma jednak przecież swoje pasje poza pracą zawodową. Ta zaś, choć ogromnie odpowiedzialna, stać się może inspiracją do pisania wierszy.

    Autorką między innymi takich lirycznych utworów jest łodzianka Bogumiła Kempińska-Mirosławska, lekarz internista, ale takża malarka, blogerka i poetka. Spotkanie z człowiekiem renesansu odbyło się 27 stycznia w miejskiej bibliotece.

    Pisarka, tuż po złożeniu pabianiczanom serdecznych życzeń na nowy rok, opowiedziała kilka słów o sobie, wyjaśniając już na wstępie, co jest jej największą pasją oraz ambicją: – Najważniejsze jest dla mnie pisanie oraz wędrowanie. Moim marzeniem jest przejście przez wszystkie puszcze. Staram się łączyć tę pasję z literaturą, a kolejną książkę zamierzam wydać w przyszłym roku.

    Zbiór wierszy, którego fragmenty mogli usłyszeć pabianiczanie, ma charakter poetyckiej refleksji. Znaleźć w nim można utwory, które przywiodą na myśl horacjańskie „carpe diem” – przekazują czytelnikom, by skupiać się na chwili obecnej, drobnych, cennych momentach.

    – Chcę poprzez swoje wiersze uświadomić czytelnikom, że warto skupiać się na drobnych, tych często niepozornych, chwilach w życiu. Szczególnie uświadamiał nam to trudny czas pandemii. Nie zawsze trzeba czekać na wielkie rzeczy – wyjaśniała autorka.

    Inspiracją dla poetki jest otaczająca przyroda, wędrówki górskie. Jak się okazało, nie zawsze były one legalne, ponieważ niektóre z nich odbyły się w czasie kwarantanny. Na szczęście, obyło się bez mandatu! 

    Oprócz otaczającej przyrody „siłą napędową” do powstawania kolejnych lirycznych wersów bywało wszystko. Inspiracją stawały się proste, czasem wręcz błahe momenty. Nie zabrakło jednak też siły wyższej. 

    – Natchnieniem bywało dla mnie często spotkanie z jakąś osobą, ale także… nawiązywałam w swojej twórczości do tajemnic różańcowych.

     Obserwacje dotyczące codziennych zachowań kobiet także stały się „żyzną ziemią” dla twórczości poetki. Rzeczywiście, wiele przedstawicielek płci pięknej w pewien sposób „zakrywa swoje przeżycia” warstwami kremów, kosmetyków. A tylko lustro „mówi prawdę” – bo to dzięki niemu patrzymy w oczy samym sobie. A mijający czas, widoczny na naszych obliczach, bywa natomiast atutem. Jak podkreśliła pisarka: – Twarze naznaczone czasem są naprawdę piękne. Rysuje się na nich historia.

    Autorka zdradziła także, kiedy zaczęła się jej przygoda z pisaniem wierszy oraz co było jej pierwszą inspiracją.

    – Moim pierwszym natchnieniem była nastoletnia miłość. Pisząc pierwsze utwory, mogłam mieć jakieś 12 lat. Tym sposobem zaczęło się od poezji z miłości, a do dziś trwa miłość do poezji – wyznała.

    Kolejnymi obiektami inspiracji stawały się dla niej z czasem wypowiedzi pewnych osób, różne sytuacje dziejące się nagle, a nawet… pojedyncze słowa. Z czasem stały się nimi też sytuacje z życia zawodowego, często te bardzo trudne.

    – Jedną z nich była śmierć młodego człowieka z powodu zawału serca. Co myślałam i czułam w trakcie rozmowy z jego żoną oraz dziećmi zawarłam w wierszu „Reanimacja” – opowiadała.

    W literackim repertuarze Kempińskiej-Mirosławskiej znajdują się również opowiadania. Jak się okazało, ich główne wątki pojawiały się w umyśle autorki zupełnie nagle, czasem jako jedno słowo.

    – Tak było na przykład w przypadku opowiadania „Gorset”. Z jednego słowa powstał motyw uniwersalny, tego jak wiele nas ogranicza, a równocześnie wzmacnia…

    Tomik, z którym pabianiczanie mogli się zapoznać w piątkowy wieczór, jest czwartą, a jednocześnie ostatnią  książką poetycką autorki. Kolejne publikacje będą miały formę prozatorską, głównie powieści. Obecnie pisarka zajmuje się wyłącznie felietonami. Ich tematyką jest historia medycyny.

    Na koniec przyszła chwila na… zdradzenie przez naszego gościa kilku ciekawostek o niej samej.

    – Muszę przyznać, że nie lubię swojego imienia. Ponadto mój tata, zapisując mnie w urzędzie, nie wiedział, czy powinnam być Bogumiłą czy Bogusławą!

    Spotkanie zakończyło się nie tylko humorystycznym akcentem, ale także wręczeniem pisarce książki „Bieguni” Olgi Tokarczuk, a przede wszystkim uściskiem ręki i drobnym słodkim poczęstunkiem dla każdego z uczestników.

    Był to czas pełen literackich przeżyć… pełnych ciepła w ten zimowy wieczór!

    Udostępnij