„Kolorowe ptaki”, artystyczne, niezwykłe dusze to Marta Kubicka-Skurpel i Paweł Skurpel. Ona jest pianistką, absolwentką PSM I i II stopnia w Pabianicach oraz Akademii Muzycznej w Łodzi, pasjonatką nie tylko muzyki, ale też rękodzieła, twórczynią „Pabianickiego Salonu Muzycznego”. On jest z zawodu urbanistą, a z pasji – akwarelistą. Są również rodzicami dwójki cudownych chłopców i tworzą niezwykłe „kombo artystyczne”.
Jesteście małżeństwem „artystycznym”. Realizujecie w życiu swoje twórcze pasje. Kto pierwszy odkrył Pani talent? Kto zainspirował do pracy? Czy była to jakaś konkretna osoba?
Marta Kubicka-Skurpel: – W mojej rodzinie nie było raczej tradycji muzycznej. Przed pójściem do szkoły chciałam po prostu chodzić na wszelkie zajęcia dodatkowe i szkoła muzyczna pojawiła się jako pierwsza. Przesłuchania wstępne były jeszcze przed wakacjami, w maju i… poszłam. Dostałam się. W szkole bywało ciężko, były różne kryzysy, ale potem bardzo mnie to „wciągnęło”, zafascynowało. Pierwotnie miałam iść na architekturę, ale ostatecznie pasja muzyczna, która bywa „zaborcza”, zdecydowanie wygrała.
Skąd określenie, że pasja muzyczna stała się „zaborcza”?
Marta: – Po pierwsze pochłania bardzo dużo czasu, a poza tym, gdy już „wciągnie”, to trudno się z tego „wyplątać”. Jeżeli człowiek się już zaangażuje, to zaczyna tego brakować. Muzyka staje się elementem życia, nierozerwalnym fragmentem człowieka. Stwierdziłam, że moją drogą nie jest jednak architektura, a właśnie Akademia Muzyczna.


Panie Pawle, realizuje Pan również swoje artystyczne pasje poza pracą zawodową. Kim jest Pan na co dzień?
Paweł Skurpel: – Jestem urbanistą. Zajmuję się planowaniem przestrzennym. Są to opracowania dla samorządów z terenu między innymi województwa łódzkiego.
Marta: – Nie ma w tym zbyt wiele ze sztuki. To typowe meandrowanie w przepisach.
A skąd w Pana życiu wzięły się akwarele, malarstwo w ogóle?
Paweł: – To pasja jeszcze z czasów studiów. Studiowałem architekturę na Politechnice Łódzkiej. Na piątym semestrze mieliśmy zajęcia z akwareli i właśnie wtedy „zaskoczyło”. Na parę lat ucichło, „przyschło”, a po skończeniu studiów powróciło do mnie. Zadałem więc sobie pytanie: „Dlaczego nie zacząć znowu malować?” i tak trwa to już jakieś dziesięć lat. W wolnych chwilach, których obecnie za dużo nie ma, staram się namalować choć jeden obraz. Przede wszystkim robię to, bo sprawia mi to dużą przyjemność, odpręża.
Czy połączyła was sztuka?
Marta: – Poznaliśmy się na kursie angielskiego, więc w sumie to mało artystyczne okoliczności. Na pewno jednak twórcze zainteresowania przesądziły o tym, że dogadaliśmy się. Łączy nas też artystyczny sposób patrzenia na świat. W Pawle zafascynowało mnie to, że potrafi zachwycić się kolorem nieba albo krajobrazem i barwami w ogóle. To trochę mało męskie, choć oczywiście nie w negatywnym znaczeniu, raczej niestereotypowe, ale przede wszystkim ciekawe i intrygujące.
Jakie artystyczne przedsięwzięcia obecnie realizujecie?
Marta: – Szukałam dla siebie pewnej formy realizacji, w której bym się spełniała. Zawsze interesowały mnie wszystkie dziedziny sztuki, żałowałam, że nie mogę zajmować się wszystkimi jednocześnie. Chętnie bym malowała i rysowała, zawsze interesowała mnie też poezja, choć nigdy nie miałam na nią czasu. Chciałam stworzyć wydarzenie, które wszystko to połączy i dodatkowo stworzyć pewną społeczność, bo bardzo lubię ludzi, kontakty z nimi i budowanie pewnej „siatki kontaktów” w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chciałam stworzyć też miejsce, w którym będę po prostu grać, dzielić się muzyką. Stąd właśnie narodziła się taka forma, jaką jest „Pabianicki Salon Muzyczny”. Pierwszy „Salon” odbył się w kwietniu w Muzeum Miasta Pabianic, a drugi w lipcu w Afloparku. Oba koncerty były bardzo udane. W Muzeum sala była pełna, za drugim razem było prawie 150 osób.


Czy łączycie swe tak odmienne przecież pasje artystyczne w jednym działaniu, projekcie?
Marta: – Połączeniem była na pewno zorganizowana przez nas wystawa i wernisaż „Akwarelowe brzmienia” w Łaskim Domu Kultury. Zmotywowałam Pawła, aby wreszcie wystawił swoje prace, ponieważ mają duży potencjał. Wernisaż był właśnie połączeniem muzyki i malarstwa. Była przygotowana odpowiednia oprawa muzyczna.
Paweł: – Dobór utworów był nieprzypadkowy, wszystko musiało się komponować z tym, co przedstawione na obrazach.
Marta: – To była nasza pierwsza współpraca. Mam nadzieję, że przy okazji kolejnego „Salonu” Paweł będzie gościem. Do tej pory byli to inni artyści oraz artystki.
Paweł: – Najpierw muszę namalować coś nowego!
Marta: – Pewny jest jeden termin. 4 listopada w Łaskim Domu Kultury będzie wernisaż wystawy zbiorowej, której organizacja jeszcze przede mną. Muszę wybrać artystów, którzy się tam wystawią.
Paweł: – W razie potrzeby, zawsze jestem w rezerwie!
Jacy artyści pojawiali się jeszcze w trakcie wcześniejszych spotkań?
Marta: – W pierwszej edycji była to Izabella Duniec, która maluje, pisze wiersze i tworzy kosmetyki naturalne oraz rękodzieło. Właśnie rękodzieło jest również mile widziane w „Salonie”. Była wtedy odpowiedzialna za poezję i obrazy, które ustawione były nawet na scenie. Zawsze zależy mi, aby artysta namalował obrazy inspirowane konkretnymi utworami, które wybrzmią w trakcie spotkania. W drugim „Salonie” były już dwie osoby. Anna Kaznodziej ze swoimi kolażami, połączeniem akwareli z wycinkami z fotografii i suszonymi kwiatami. Wypadło to naprawdę ładnie. Poezją zajęła się Bożenna Markowicz z Łodzi.


Czy sztuka odmieniła wasze życie? Czy nadal ma na nie istotny wpływ?
Marta: – Na nasze życie na pewno wpływa organizacja takich wydarzeń, jak „Salon”. Jest z tym bardzo dużo pracy.
Paweł: – Nabywamy dzięki temu nowe umiejętności.
Marta: – Wcześniej nie spodziewałam się, że będzie z tym tyle pracy. Wszystko było na mojej głowie: sala, bilety, plakaty, zaproszenia, programy, a za pierwszym razem zajmowałam się też ich sprzedażą. Każdy bilet wysyłałam pojedynczo mailem. Byłam „zarobiona”, ale mąż mnie bardzo wspierał.
Paweł: – Oczywiście, zawsze działamy razem.
Marta: – Dochodzą do tego jeszcze próby, przygotowanie muzyki.
Paweł: – Tym bardziej zawsze nas cieszy, gdy na występach dopisze publiczność.
Jak Pani myśli, czy muzyka faktycznie „łagodzi obyczaje”, wpływa na słuchaczy?
Marta: – Tak, zdecydowanie. Obecnie muzyka klasyczna jest tak mało popularna, że ludzie nawet nie wiedzą, czy im się to podoba. Często przychodzą na taki koncert bez przekonania, a okazuje się, że da się tego słuchać, może to być atrakcyjne nawet dla laika. Oczywiście trzeba taką muzykę podawać w „przystępnych dawkach”. Jeśli jednak uzupełni się taki występ ładnym słowem i zainteresuje publiczność, to uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Paweł: – Inną sprawą jest to, że w Afloparku były doskonałe warunki – fantastyczna pogoda, a ten park jest świetnym miejscem na organizację takich wydarzeń.


Orhan Pamuk powiedział, że „Rysowanie jest muzyką dla oczu i wyciszeniem dla umysłu”. Czy zgadza się Pan z tym?
Paweł: – Trudne pytanie. To zajęcie na pewno wycisza, to fakt. Gdy maluję, koncentruję się na tym w pełni. To rzeczywiście uspokajające zajęcie. A czy jest „muzyką dla oczu”? Z moim malowaniem jest tak: mam do niego podejście utylitarne. Sprawia mi to przyjemność, cieszą mnie efekty, a jeśli nie, to po prostu zarzucam dany temat. Nie towarzyszą mi w trakcie malowania wyjątkowo wzniosłe uczucia. Po prostu chcę namalować obraz, który będzie mi się podobał. W każdym znajdę coś, co mi się podoba. Często jest tak, że praca ma pewne mankamenty, wtedy odchodzę od papieru i daję jej czas. Kolejnego dnia patrzę na nią inaczej, „pod innym kątem” i znajduję elementy, które faktycznie są udane.
Marta: – Nie jest do dla ciebie forma ekspresji.
Paweł: – Nie, zupełnie nie. To raczej coś, co mnie wycisza.
Oprócz sztuki macie inne hobby?
Marta: – Jeździmy na rowerach. No i oczywiście połączył nas angielski. Język to jednak pewna „zajawka”, zawodowo nie był nam potrzebny na poziomie C2, który wówczas osiągnęliśmy. Lubimy też oglądać filmy, podróżować.
Czy jest konkretny, wymarzony kierunek podróży?
Marta: – Nasza dotychczasowa „podróż życia” to wyjazd na Islandię.
Paweł: – Były też Wyspy Owcze.
Marta: – Tak, Islandia i Wyspy Owcze. Bardziej „ciągnie nas” na północ niż w ciepłe kraje.
Paweł: – Zdecydowanie. Te tereny są jeszcze „niewydeptane”, nie ma tam wielu turystów.
Marta: – Lubimy spędzać czas aktywnie, tak zwane „leżenie plackiem” sprawdza się u nas tylko na krótką metę. Choć przy dzieciach nie ma mowy o leżeniu!
A jeśli sporty, to jakie?
Paweł: – Najchętniej jeździmy rowerami.
Marta: – Ja uwielbiam też narty, ale czekamy aż dzieci nam dorosną.Próbowały już jeździć, ale wytrzymały krótko. Brakuje mi nart.
Proszę powiedzieć, gdzie będzie można teraz oglądać Pana wystawę? A gdzie będzie można usłyszeć Panią?
Paweł: – Moje prace są cały czas wystawione w Łaskim Domu Kultury. Wystawa „Akwarelowe brzmienia” będzie czynna do 31 sierpnia w godzinach pracy ŁDK. Być może uda się też wystawić coś w ramach wystawy jesiennej, zbiorowej.
Marta: – Moje plany są jeszcze nie do końca określone, więc nie będę zdradzać szczegółów. Na pewno aktualny jest 4 listopada, ale nie wiem jeszcze, jaka będzie dokładna forma wydarzenia.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
rozm.: Karolina Lewicka
foto: zbiory prywatne