• „Lepiej robić coś więcej niż tylko spędzać życie z telefonem w dłoni” – mówi 11-letni pabianiczanin Bartek Borowiec. Z młodym sportowcem porozmawialiśmy o jego tenisowej pasji i licznych sukcesach.

    Bartku, opowiedz nam coś o sobie…

    Jestem uczniem klasy 5b w Szkole Podstawowej numer 16. Mam 11 lat. 12 skończę pod koniec roku, ale i tak jestem jednym z najwyższych chłopców w szkole (uśmiech). Po zajęciach trenuję kilka razy w tygodniu w Pabianickim Klubie Tenisowym. Od początku moją trenerką prowadzącą jest pani Joanna Biskupska-Piotrowska.

    Kiedy i jak zaczęła się twoja przygoda ze sportem?

    Trudno było nie pójść w kierunku sportu, bo tata brał mnie na przejażdżki rowerowe już jak miałem 3 lata. Na rowerku biegowym okrążałem całe Pabianice. Tata biegł przy mnie i pilnował, żebym nie wjechał na ulicę. Z tatą po raz pierwszy poszedłem na kort około 4. roku życia, a pierwszy trening z trenerem Jerzym Makowskim miałem w wieku 5 lat. Od tego czasu związałem się z Pabianickim Klubem Tenisowym, który bardzo mnie wspiera.

    Dlaczego tenis? Skąd ta pasja?

    Tak jakoś wyszło (śmiech). Moi rodzice są bardzo aktywni sportowo, są instruktorami fitnessu. Tata amatorsko uprawia kolarstwo szosowe i lubi też grać w tenisa. Rodzice ciągle wysyłali mnie na jakieś zawody. W zerówce wygrałem nawet wyścig rowerowy, a puchar wręczyła mi wielokrotna mistrzyni Polski w kolarstwie, pani Bogusia Matusiak. To dla mnie superwspomnienie. Lubię też pływać, dwa razy wygrałem pabianickie zawody międzyszkolne. Ale najbardziej wciągnął mnie tenis. Od początku szło mi nieźle. Pierwszy turniej wygrałem w wieku 8 lat.

    Wspominałeś, że rodzice związani są ze sportem.

    Mama prowadzi bardzo dużo zajęć w klubach fitness. Tata jest instruktorem spinning bike, a w weekendy ściga się z kolarzami z Pabianic i Łodzi. Kiedyś większość medali w domu była taty, ale teraz moich jest więcej. Poza tym taty były głównie „za uczestnictwo”, a moje są za dobre miejsca (śmiech).

    Jakie masz osiągnięcia? Z którego jesteś najbardziej dumny?

    Wygrałem wiele zawodów w kategoriach U-10 i U-12, przez dwa lata przewodziłem na wojewódzkich listach zawodników do lat 10. Z każdym rokiem robi się trudniej, ale nadal idzie mi całkiem dobrze. W turniejach ogólnopolskich najwyższej rangi do lat 12 doszedłem do półfinału, kilka razy do ćwierćfinałów. Ostatnim dużym sukcesem było dla mnie zdobycie w marcu Halowego Wicemistrzostwa Województwa Łódzkiego w starszej kategorii, do lat 14. Przegrałem dopiero w finale ze starszym o ponad dwa lata chłopakiem. W turnieju do lat 12 zdobyłem wojewódzkie mistrzostwo, ponieważ wygrałem wszystkie mecze, i to bez straty seta. Ten rok zacząłem jako 27. zawodnik w Polsce w swojej kategorii wiekowej – całkiem spoko, jak na prawie 250 sklasyfikowanych chłopców i co najmniej drugie tyle grających bez rankingu.

    Co najbardziej lubisz w sporcie?

    Lubię rywalizację. Przeglądam kalendarz zawodów Polskiego Związku Tenisowego, żeby zapisywać się na turnieje i grać z najlepszymi. Lubię uczucie, że dobrze mi idzie i że jestem w stanie pokonać mocnych przeciwników.

    Jak wygląda typowy dzień tenisisty? Stosujesz specjalną dietę? Jak wyglądają treningi?

    Rodzice cisną mnie o szkołę, więc nie mam taryfy ulgowej (śmiech). Dlatego z rana lekcje, a po nich idę albo jadę rowerem na korty. W niektóre dni od razu po tenisie mam zajęcia na basenie. W inne dni chodzę na ogólnorozwojówkę, trenuję w grupie Azymutu z trenerem Jerzym Woźniakiem, więc nie jest łatwo. Trener jest bardzo wymagający i robi ostre treningi. Dzięki basenowi i „ogólnej” unikam raczej kontuzji, ale i tak zawsze mnie coś boli. Mój tata w ogóle się tym nie przejmuje i mówi: „sport to ból”, dlatego nie mam jak wymigać się od trenowania (śmiech). Po treningach mogę pograć trochę na komputerze albo telefonie, byleby zdążyć zrobić lekcje. Problemów z zaśnięciem raczej nie mam (śmiech). W weekendy rzadko kiedy jest czas na odpoczynek, ponieważ wtedy gram w turniejach, które czasem trwają od soboty nawet do wtorku.

    Co jest najpiękniejsze, a co najtrudniejsze w życiu sportowca?

    Najpiękniejsze są chwile dumy i szczęścia po wygranych meczach. Z drugiej strony po każdym zwycięstwie przychodzi myśl: „co dalej?”. Najtrudniej jest poradzić sobie z porażkami, szczególnie, że w sporcie częściej się przegrywa niż wygrywa, no chyba że jest się jak moi idole, Novak Djoković i Rafael Nadal, oni przeważnie wygrywają (śmiech). Lubię też jeździć do miejsc, w których jeszcze nie byłem. Fajne jest także nawiązywanie nowych znajomości z innymi zawodnikami.

    Jak godzisz codzienne obowiązki? Treningi, zawody, nauka, rodzina, przyjaciele, odpoczynek… Jak udaje się znaleźć na to wszystko czas?

    Nie jest to łatwe, ale lepiej robić coś więcej niż tylko spędzić życie z telefonem w dłoni. Tym bardziej że mama ciągle powtarza: „W życiu masz nawyki lub ciągłe wymówki”. Pokochałem tenis i nauczyłem się poświęcać dla tego sportu. Nie wszystkie treningi lubię, ale wiem, że bez nich nie osiągnę sukcesu. We wszystkim bardzo wspierają mnie moi rodzice. Mama gotuje zdrowe posiłki i pomaga mi w lekcjach. Tata pilnuje kwestii treningowych, ustala wszystko z trenerami, no i jeździ ze mną po całej Polsce na turnieje. Czasem pakuje wtedy do samochodu rower i stara się trenować między moimi meczami. Dzięki temu jest mniej nerwowy, gdy przegram (śmiech). Bardzo dużym wsparciem jest też dla mnie młodszy brat Tomek. Zawsze cieszy się, gdy przywożę do domu puchar, podskakuje z radości i mówi, że super grałem. Jego radość jest szczególnie dużą pomocą, gdy wracam smutny po przegranym turnieju. Jeśli mam zawody gdzieś blisko, to dopinguje mnie też mój dziadek Darek.

    Czego życzyć ci na przyszłość?

    Żebym stawał się coraz lepszym graczem i żeby omijały mnie kontuzje. Z takim wsparciem PKT i rodziny jak dotychczas nie obawiam się, że coś pójdzie nie tak. Poza tym przyda mi się cierpliwość, ponieważ na pewne rzeczy trzeba poczekać. Nie od razu da się być mistrzem.

    Jakie masz plany i cele, zarówno sportowe, jak i te poza tenisem?

    Na razie myślę tylko o tenisie, więc moje plany krążą wokół tego.

    A jakie jest twe największe marzenie?

    Chciałbym wygrać turniej Wielkiego Szlema. Żadnemu polskiemu zawodnikowi się to jeszcze nie udało. Oczywiście Iga Świątek wygrała kilka szlemów, ale mówię o chłopakach (uśmiech).

    Życzymy zatem kolejnych sukcesów i spełnienia wszystkich marzeń.

    rozmawiała: Klaudia Kardas

    foto: zbiory własne

    Udostępnij