Z pabianicką olimpijką, florecistką Julią Walczyk-Klimaszyk w siedzibie Zjednoczonych spotkali się miłośnicy sportu.
Do spotkania doszło w niedzielę, 22 września, w sali Klubu Sportowego „Zjednoczeni” przy ul. św. Jana. Dokładnie sto lat temu – w 1924 roku – na olimpiadzie w Paryżu kobiety pojawiły się po raz pierwszy na igrzyskach w konkurencji floretu. Nie bez znaczenia pozostała nie tylko data, ale i miejsce. To właśnie klub „Zjednoczeni” jest, jak podkreślił prowadzący spotkanie Przemysław Majewski (Podróż Przez Pabianice), „kolebką” przygody sportowej Julii Walczyk.
– Dziękuję Julii za to, że przyjęła nasze zaproszenie z entuzjazmem i przyjechała do nas aż z Poznania, co kosztuje przecież trochę czasu. Myślę, że warto posłuchać i zobaczyć to, co jeszcze dziś się wydarzy – powiedział na wstępie.
Seweryn Grambor, autor strony „Pabianice – ocalić od zapomnienia”, przypomniał o dziejach klubu „Zjednoczeni”. Przedstawił zachowane klubowe pamiątki oraz opowiedział o olimpijczykach z Pabianic: Eugeniuszu Nowaku i Janie Gerbichu.
Główna bohaterka spotkania wspominała o początkach swojego zainteresowania wszelkiego rodzaju sportami walki.
– W pewnym momencie stwierdziłam, że muszę coś zrobić z tą moją pasją. Mój dziadek, który znał klub „Zjednoczeni”, przyprowadził mnie tutaj i w ten sposób trafiłam na pierwszy trening. Początkowo, przychodząc tutaj, nie wiedziałam, co to jest szermierka. Z czasem jednak w klubie wraz z innymi zawodnikami staliśmy się jedną rodziną, staliśmy się ZJEDNOCZENI – mówiła Julia Walczyk-Klimaszyk.
Florecistka opowiedziała także o swoich pierwszych zawodach oraz rozwijaniu pasji i trudnych treningach. Nie mogło zabraknąć wspomnień drużynowych młodzieżowych sukcesów Julii, mistrzostwa młodzieżowego i juniorskiego, wicemistrzostwa drużynowego. Pabianiczanka zdradziła również tajniki szermierczych technik oraz opowiedziała o kwalifikacjach na igrzyska olimpijskie.
Jak mówiła Julia, życie sportowe to także liczne trudności. Oprócz sportu były przecież restrykcyjne zasady obowiązujące zawodników, a także studia na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i służba w Wojsku Polskim. Wszystkie te aktywności sprawiają, że niewiele czasu spędza w domu. W minionym sezonie na same tylko wyjazdy przeznaczyła aż 150 dni, a w tym już ponad 180. Kolejne wielkie liczby to ok. 250 treningów w sezonie, a ponadto 100 godzin treningów indywidualnych i 700-800 szermierczych. Kosztuje to wiele wyrzeczeń związanych ze stylem życia, dietą…
Julia swoje treningi rozpoczęła już w wieku dziewięciu lat. Przeżyła zatem wiele wzlotów i upadków związanych ze sportem. Co jednak było dla niej najtrudniejsze?
– Nie pamiętam, co było najtrudniejsze wtedy, gdy zaczynałam przygodę ze sportem. Po prostu chciałam tutaj być, miałam w środowisku sportowym wielu znajomych. Obecnie w typowo szermierczym trybie życia najtrudniejsze jest to, aby opanować emocje, trzymać się taktyki. Z każdej swojej walki staram się wyciągać wnioski – odpowiedziała nam Julia.
A co w sporcie jest dla pabianiczanki najpiękniejsze?
– Najpiękniejsze jest to, że każda walka w tym sporcie jest inna. Mimo że walczę nieraz z tym samym przeciwnikiem, każde z nas wyciągnęło jakieś wnioski z poprzednich walk. Poza tym ze wszystkiego można w szermierce uczynić swój atut. Niższy zawodnik może być szybszy, wyższy będzie miał większe pole trafienia…
Nie mogło też zabraknąć wspomnień związanych z tegorocznymi igrzyskami w Paryżu. Były pełne wrażeń, emocji, wsparcia, a także… braku snu. Pytania dotyczące kulisów olimpiady, które zadawali Julii zgromadzeni pabianiczanie, dotyczyły także m.in. dnia zawodów, taktyki oraz zakwaterowania olimpijczyków.
Niedzielne spotkanie nie było jedynie wykładem dotyczącym życia sportowego Julii Walczyk-Klimaszyk. Pabianiczanie byli świadkami pokazowej potyczki, w której młoda florecistka zmierzyła się ze Stanisławem Jurgą. Zgłębiali więc na żywo techniki szermierczej walki.