„Mam wiele do zaoferowania lokalnej społeczności w dziedzinie kultury, którą uważam za jedną z najważniejszych i czasem niedocenianych” – mówi w rozmowie z naszą redakcją Maria Wrzos-Meus, dyrektorka MOK-u. Z „szefową” Miejskiego Ośrodka Kultury podsumowujemy jej 7-letnią kadencję.
Zacznijmy od początku: jak została pani dyrektorką Miejskiego Ośrodka Kultury? Co skłoniło panią przed laty do udziału w konkursie na to stanowisko?
Moja kariera zawodowa zaczęła się od pracy w Technikum Mechanicznym w Pabianicach (obecnie Zespół Szkół nr 1), gdzie oprócz pracy nauczyciela byłam kierownikiem zajęć pozalekcyjnych. Tak, to były czasy, kiedy uczniowie poza codzienną nauką rozwijali swoje zainteresowania w szkolnych kołach, takich jak zajęcia fotograficzne, recytatorskie, teatralne i muzyczne. Istniał również dyskusyjny klub filmowy, odbywały się regularne projekcje filmów studyjnych. Szkoła posiadała pełną bazę do takiej działalności. Ta praca była dla mnie dużym wyzwaniem i przyjemnością. Uwielbiałam wpływać na wychowanie i postawy młodych ludzi oraz kształtować w nich aktywność wobec kultury. Uczniowie „Mechanika” wygrywali konkursy recytatorskie i wokalne, regularnie jeździli do teatrów. Organizowaliśmy różnego rodzaju imprezy kulturalne, wystawialiśmy spektakle i musicale. To były fantastyczne, ciekawe czasy, które do dzisiaj wspominam z rozrzewnieniem. Z moimi byłymi uczniami mam kontakt i z tych relacji korzystam również jako obecny dyrektor, ponieważ chętnie, jako przedsiębiorcy, wspierają biznesowo działalność kulturalną Miejskiego Ośrodka Kultury. Uznałam, że przystąpię do konkursu, ponieważ mam wiele do zaoferowania lokalnej społeczności w dziedzinie, którą uważam za jedną z najważniejszych i czasem niedocenianych, dla budowy i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.

Dlaczego kultura?
Kultura to fundament do budowania pomostów jednoczących ludzi. To moim zdaniem siła przesądzająca o naszej tożsamości, doceniająca dziedzictwo narodowe, jednocząca, wychowująca i pozwalająca na odnalezienie się człowieka w życiu. Nadaje jemu sens, wzbogaca i decyduje o jakości naszego istnienia. I wreszcie – buduje i tworzy skarby, które pozostawimy przyszłym pokoleniom. Moje życie byłoby puste bez jej obecności i nie wyobrażam sobie, jak mogłabym egzystować w dzisiejszym trudnym świecie bez jej wsparcia.
Które dziedziny są pani najbliższe?
Zdecydowanie najbliższa jest mi muzyka i sztuki kreatywne. Wychowałam się w rodzinie z tradycjami muzycznymi i w wielkim poszanowaniu do sztuki i twórczości. Ukończyłam szkołę muzyczną w Pabianicach, która dała mi potężne zamiłowanie i uszanowanie dla tej dziedziny. Miałam ogromne szczęście trafić na wybitnych pedagogów, którzy rozbudzili we mnie nie tyle chęć pozostania artystką, ale nauczyli postrzegania muzyki i kreatywności jako niezbędnych elementów życia. Przyglądam się również, kibicuję i uczestniczę prywatnie w karierze artystycznej moich dzieci i wnucząt.
Niech pani pokrótce opowie, na czym polega rola dyrektora takiej instytucji. Czym dyrektor pabianickiego MOK-u zajmuje się na co dzień?
Odpowiem lakonicznie, że dyrektor zajmuje się wszystkim, co ma służyć rozwojowi, organizacji, kształtowaniu trendów, wspieraniu inicjatyw oddolnych, zaspokajaniu potrzeb wszystkich grup społecznych, współpracy z instytucjami i ludźmi, budowie relacji międzyludzkich, promowaniu lokalnych twórców, rozumieniu wielokulturowości oraz przygotowywaniu do świadomego odbioru dóbr kulturalnych. Do tego dochodzi dbałość o aspekty prawne, finanse publiczne, budowanie zaangażowanego zespołu pracowników, utrzymywanie dobrych relacji z różnymi podmiotami, przedsiębiorcami i oczywiście reprezentowanie instytucji na zewnątrz. Niezwykle ważnym aspektem jest również wzbogacanie infrastruktury ośrodka kultury, pozyskiwanie środków na działalność i wiele, wiele innych…Angażuję się również w pracę moich pracowników, bo u nas trzeba pracować na wielu stanowiskach.

Była pani dyrektorką od stycznia 2017 roku. Jak podsumowałaby pani ten czas?
No cóż, minęło to bardzo szybko i pracowicie… Podjęłam pracę na tym stanowisku jako spełniona matka dorosłych dzieci, więc prowadzenie tej instytucji mogło pochłonąć mnie bez reszty. Spełniam swoje marzenia, konsekwentnie realizuję założone cele i pomysły. Ocenę mojej pracy pozostawiam jednak mieszkańcom i uczestnikom zajęć.
Co udało się zrobić przez te lata w Miejskim Ośrodku Kultury?
Moi poprzednicy prowadzili MOK według swojej koncepcji i nie uważam, że należało ich pracę poprawiać. Ja też miałam taką możliwość, aby poprowadzić tę placówkę według mojej wizji i możliwości przy życzliwym wsparciu organizatora. Bardzo doceniam i szanuję zaufanie, jakim mnie obdarzono, również za brak nacisków i wpływów na proponowane treści, brak cenzury i wsparcie.
Z jakiego osiągnięcia jest pani najbardziej dumna?
Chyba nie potrafię być dumna i w pełni usatysfakcjonowana moimi ewentualnymi osiągnięciami, ale cieszy mnie to, że zyskałam uznanie wielu pabianiczan za moje starania i działalność. Zrealizowałam wiele autorskich pomysłów, wdrożyłam nowoczesne standardy funkcjonowania placówki kulturalnej, pozyskałam znaczne środki zewnętrzne i wzbogaciłam infrastrukturę ośrodka. Nasz MOK jest rozpoznawalną instytucją nie tylko w regionie. Odbieram mnóstwo gratulacji i uznania za działalność ośrodka oraz często proszona jestem o pomoc merytoryczną i wsparcie dla innych domów kultury.


A co nie wyszło? Czego nie udało się zrealizować, mimo planów i chęci?
Chciałabym dokończyć w pełni dzieło modernizacji i rewitalizacji ośrodka. Nie udało się wykonać całkowitego remontu elewacji i holu budynku, chociaż to jeszcze nic straconego, ponieważ kolejny wniosek oczekuje na rozstrzygnięcie. Zdążyłam go złożyć jeszcze w listopadzie i czekam na efekty. Żałuję, że finansowanie kultury jest nadal niewystarczające. Ale mam nadzieję, że ten trend będzie się powoli zmieniać, co pozwoli na szersze inwestycje i wzbogacenie oferty kulturalnej. Siedem lat okazuje się krótkim okresem, jeżeli pomysłów i planów jest o wiele więcej…
Gdy pierwszy raz startowała pani na stanowisko „szefowej” MOK-u, przegrała z Joanną Papugą-Rakowską. Jakie emocje wtedy pani towarzyszyły? Odebrała to pani jako porażkę, była zawiedziona? A może potraktowała bardziej jako motywację i energię do dalszego działania?
Startując w konkursie, zawsze należy liczyć się z możliwością braku wystarczającej akceptacji swojej wizji i strategii prowadzenia instytucji. Zaproponowałam to, co uznałam za najbardziej wartościowe. Nie do mnie należała ocena. Zawiedziona poczułam się tylko wówczas, gdy na moją prośbę nie otrzymałam klarownej odpowiedzi na pytanie, ile punktów uzyskałam w postępowaniu konkursowym. Ta „porażka” dała mi jednak możliwość wystartowania w konkursie na dyrektora w Gminnym Ośrodku Kultury z Biblioteką w Ksawerowie, gdzie pokonałam trzynaścioro kandydatów. Tworzyłam organizacyjnie tę placówkę od podstaw i było to dla mnie fenomenalne i wartościowe doświadczenie.

No właśnie, jak wspomina pani ten czas?
To było dla mnie ogromne i bardzo ciekawe wyzwanie. Dom w Ksawerowie powstał z inicjatywy mieszkańców, w odbudowanym na potrzeby instytucji kultury budynku, czyli willi Hoffmana. Byłam tam pierwszym dyrektorem i pracownikiem, do którego należało zorganizowanie i opracowanie strategii rozwoju tej placówki od zera i pozyskanie zaangażowanych pracowników. Wielu z nich pracuje tam do dziś. Pamiętam, jak chodziłam od domu do domu i zachęcałam wszystkich do udziału w życiu kulturalnym Ksawerowa. W krótkim czasie udało się rozbudzić i przekonać do potrzeby aktywności kulturalnej ponad 1000 mieszkańców miejscowości. Udało mi się również odkryć i wypromować wiele talentów. Mimo uzyskania powołania na stanowisko dyrektora na 7-letnią kadencję, zakończyłam na własną prośbę pracę w Ksawerowie po 5 latach. Współpracę z tamtejszą społecznością lokalną i życzliwość, jakiej doznałam z ich strony, zawsze wspominać będę bardzo miło, z szacunkiem i nostalgią. Jednak standardy, jakie próbowano mi narzucić, jako niezależnej instytucji kultury przez ówczesne władze samorządowe, nie zyskały mojej akceptacji. Część pracowników również zamieniła wraz ze mną miejsce pracy. Ksawerowianie także chętnie odwiedzają MOK, uczestnicząc w zajęciach, koncertach i spektaklach.
Jest pani pomysłodawczynią i założycielką impresariatu edukacyjno-artystycznego „Ars Fabrica”. O co w nim chodzi i czym się impresariat ten zajmuje?
Impresariat założyłam w 2008 roku z myślą o młodych, utalentowanych ludziach, zwłaszcza z małych miejscowości, którzy, chcąc rozwijać swoje zainteresowania, nie mieli pomysłu i wsparcia na realizację swoich pasji. Dwa razy do roku organizowałam w różnych częściach Polski dwutygodniowe warsztaty pod nazwą „Śpiewaj i Tańcz” prowadzone przez najbardziej uznane postaci ze świata sztuki muzycznej, teatralnej, tanecznej i wokalnej.Tutaj mogę powiedzieć, że jestem dumna, bo z ogólnopolskich warsztatów artystycznych skorzystało ponad 800 młodych ludzi, dla których często pozyskiwałam wsparcie finansowe. Dzisiaj wielu moich absolwentów skończyło uczelnie artystyczne, grają w teatrach, są pedagogami, aktorami musicalowymi i towarzyszami najbardziej uznanych projektów artystycznych. Zachowujemy stały kontakt, pomagają mi w organizacji moich pomysłów.
Otrzymała pani tytuł certyfikowanego konsultanta ds. planowania strategii rozwoju instytucji kultury, animatora i menadżera kultury w Narodowym Centrum Kultury w Warszawie. Można więc śmiało powiedzieć, że przez lata była pani odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu…
To już nie mnie to oceniać. Moim zdaniem największe doświadczenie zdobyłam w Kolegium Gospodarki Światowej w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie jako menadżer kultury.

Jest pani radną Gminy Dobroń i przewodniczącą tamtejszej komisji kultury, oświaty, zdrowia i sportu. W 2018 roku Maria Wrzos-Meus chciała z kolei zostać radną powiatową. Co panią „kręci” w polityce?
Najważniejsza dla mnie jest działalność na rzecz kultury i lokalnej społeczności, zwłaszcza lokalnie i „u podstaw”. To z tego powodu, by mieć na tę dziedzinę wpływ, pragnę angażować się w lokalną politykę. Bardzo dbam o wykluczonych, społecznie niezaradnych i pokrzywdzonych. Będąc w samorządzie, mam na te standardy realny wpływ.
Skąd w pani tyle energii i zaangażowania? Jak na to wszystko znajduje się czas?
Z chęci do działania, ambicji, wiary w ludzi i poczucia sensu zaangażowania się w sprawy ludzkie, a także ze statusu „niespokojnej duszy”. Nie ukrywam, że ważną rolę pełni tu mój mąż, najbliższa rodzina i przyjaciele. Czuję się doceniana, akceptowana i kochana.
Obowiązki dyrektorki pabianickiego MOK-u będzie pani pełnić do lipca. Czym później się zajmie? Jakie ma pani plany i cele, również te prywatne?
Mam wiele pomysłów i energii. Nie wiem, co uda mi się jeszcze z nich wdrożyć w życie. Z pewnością zachowam aktywność, bo to jest moja cecha charakteru. Wciąż potrzebuję do życia działania. Kocham fotografowanie, nieoczywiste podróże, naturę, ogródek, sport i wolontariat. Czas pokaże…
Czego pani dyrektor życzyć na przyszłość?
Zdrowia i wiary w przyzwoitość ludzi.
Niech się spełni. Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiała: Klaudia Kardas
foto: zbiory własne
