Rozmawiamy z Julią Walczyk-Klimaszyk, 27-letnią florecistką, olimpijką, mistrzynią Polski, medalistką między innymi Pucharu Świata i Mistrzostw Europy.
Przypomnij, jakie są twoje związki z Pabianicami?
Stąd pochodzę i to tutaj stawiałam swoje pierwsze kroki, zarówno w edukacji, jak i sporcie. Chodziłam do Szkoły Podstawowej numer 3, Gimnazjum numer 3 i pierwszego LO. Moim pierwszym klubem był KS Zjednoczeni Pabianice.
Gdzie dziś trenujesz?
Obecnie jestem zawodniczką poznańskiego klubu KU UAM Poznań ze sztabem trenerskim Paweł Kantorski – przygotowanie szermiercze, Bartosz Hekiert – przygotowanie motoryczne.

Pewnie wiele razy odpowiadałaś już na to pytanie, ale to nasza pierwsza rozmowa. Kiedy i jak zaczęła się twoja przygoda ze sportem?
Na mój pierwszy trening szermierczy zaprowadził mnie dziadek. Byłam wielką fanką „Gwiezdnych Wojen” i moja rodzina już miała dosyć bicia się ze mną na patyki, które miały udawać miecze świetlne (śmiech). Trafiłam więc do klubu Zjednoczeni, gdzie pod wodzą trenera Przemysława Pawłowskiego osiągałam swoje pierwsze poważne sukcesy. Poznałam też przyjaciół i przyjaciółki, z którymi mam kontakt do dziś.
Dlaczego floret? Co najbardziej w nim lubisz?
Floret zaczęłam trenować dlatego, że żadnej innej broni w Pabianicach po prostu nie było (śmiech). Ale jestem szczęśliwa, że tak wyszło. Nie zamieniłabym go na inną, na nic innego. We florecie najbardziej lubię to, że nie jest ani za szybki, ani za wolny. Jest spektakularny, jest czas na opracowanie taktyki, ale też na akcje, które wynikają czysto z instynktu. Według mnie jest najbardziej przyjazny dla kibica. Mimo swoich skomplikowanych zasad, nie można powiedzieć, że jest nudny.
Jak wygląda przykładowy dzień florecistki?
Te dni różnią się od siebie w zależności od tego, jak blisko jesteśmy zawodów. Jeśli start jest za kilka dni, to jest luźno – dużo regeneracji i odpoczynku. Ale jeśli jesteśmy w fazie mocnego treningu – trenuję dwa razy dziennie, poza środami i sobotami. W te dwa dni mam wtedy jeden trening. W dni, w które wykonuję dwa treningi, to jeden jest treningiem szermierczym, na którym odbywają się walki z zawodnikami, a drugi lekcją indywidualną z trenerem, na której doskonalimy elementy techniczne i szlifujemy pracę nóg. Oprócz treningów typowo szermierczych wykonuję też treningi siłowe i treningi dynamiki. Czasami urozmaicamy to także innymi dyscyplinami, takimi jak boks. Pomiędzy tymi jednostkami treningowymi konieczne jest znalezienie czasu na wizyty u fizjoterapeuty w celu regeneracji, spotkanie z psychologiem oraz analizy wideo walk moich i moich przeciwniczek. Pomiędzy tymi wszystkimi zajęciami staram się znaleźć czas na domowe sprawy, jak wyjście z psem, zrobienie obiadu czy spędzenie czasu z mężem.

Które z osiągnięć jest dla ciebie szczególne ważne?
Szczególnie ważne są dla mnie ostatnie dwa sezony. Są to najlepsze sezony w moim życiu, na których zdobyłam wiele pierwszych seniorskich, międzynarodowych medali. Dumą napawa mnie, że mogę nazwać się olimpijką i że reprezentowałam Polskę na tak ważnej imprezie.
Jaki jest aktualnie twój najlepszy wynik?
Lubię być postrzegana przez całokształt moich osiągnięć, jako zawodniczka, którą opisują wszystkie moje sukcesy i porażki. Aktualnie jestem piątą zawodniczką na listach światowych, a tak wysoko żadna florecistka z Polski nie była od 14 lat. Jeśli muszę wybierać jeden wynik, to może brązowy medal na mistrzostwach Europy seniorów.
W towarzystwie swoich najbliższych świętujesz sukcesy. A jak znosisz porażki i niepowodzenia?
Bardzo przydatna jest pomoc mojego psychologa Marcina Kochanowskiego. Staramy się wtedy, mimo wszystko, skupić na pozytywnych rzeczach, a porażki traktować jako naukę na przyszłość. Kiedy jestem smutna, lubię być w domu z rodziną i odciąć się na chwilę od szermierki.
Co jest twoją mocną stroną jako florecistki?
Fizyczność. Jestem bardzo dobrze przygotowana kondycyjnie i mam mocną pracę nóg. Ostatnio poprawiłam też sferę mentalną, która pomaga mi dać sobie radę w najbardziej stresujących momentach.

Wymarzony szermierczy pojedynek? Z kim chciałabyś się zmierzyć?
Chciałabym zawalczyć z włoszką Valentiną Vezzali, multimedalistką IO. Jest ona gwiazdą szermierki i, niestety, skończyła karierę, kiedy ja dopiero zaczynałam swoje starty w turniejach seniorskich. Bardzo żałuję, że nie miałam szansy się z nią zmierzyć. Z takich niemożliwych pojedynków to zawsze się zastanawiałam, jak to jest walczyć… ze mną (śmiech).
Brałaś udział w ostatnich igrzyskach olimpijskich. Jakie to uczucie reprezentować swój kraj na arenie międzynarodowej?
O indywidualnej kwalifikacji wiedziałam już dosyć wcześnie i byłam z siebie bardzo dumna, że dokonałam tak trudnej rzeczy, jak kwalifikacja imienna, bo przecież tylko trzy Europejki mogą taką wywalczyć. Znalezienie się w reprezentacji olimpijskiej to zaszczyt dla każdego sportowca. Wszystkie rytuały przed wylotem, jak odbieranie strojów olimpijskich, ślubowanie, wylot, daje poczucie jedności, wyjątkowości oraz misji, by jak najlepiej reprezentować kraj. W trakcie startu trzeba zmierzyć się z ogromnym stresem i oczekiwaniami, dlatego jest to bardzo trudne.
Co w Paryżu zrobiło największe wrażenie?
Sala szermiercza umiejscowiona w Grand Palais i doping francuskich kibiców.
Z jakimi doświadczeniami i lekcjami wróciłaś z olimpiady?
Na pewno doświadczyłam tej ogromnej presji, dużego zainteresowania mediów i dociekliwych pytań. Uważam, że dobrze sobie poradziłam z tymi czynnikami i na następną imprezę będę wiedziała, z czym to się je.

Jakie masz przemyślenia na temat IO w Paryżu, gdy emocje już opadły? Z perspektywy czasu zrobiłabyś coś inaczej?
Uważam, że treningowo razem z moim sztabem Pawłem Kantorskim, Bartoszem Hekiertem, Marcinem Kochanowskim i fizjoterapeutami zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy i było zaplanowane. Mam mieszane uczucia, co do ostatniego etapu przygotowań w Cetniewie, ale był to obóz kadrowy. Bardzo niesmaczną i stresującą sytuacją był brak miejsca dla mojego trenera w boksie trenerskim podczas turnieju drużynowego oraz zamieszanie z jego akredytacją na igrzyska.
Zobaczymy cię na kolejnych igrzyskach?
Taki jest plan, ale kwalifikacje zawsze są trudne. Życzę sobie, żeby wszystko potoczyło się z takim spokojem, jak przed Paryżem.
Co jest najpiękniejsze, a co najtrudniejsze w życiu sportowca?
Najpiękniejsza jest możliwość zwiedzania świata i adrenalina związana z udziałem w zawodach. Najtrudniejsza jest rozłąka z rodziną i szukanie ciągłej motywacji, żeby się nie poddawać. Dlatego bardzo doceniam wsparcie mojej całej rodziny.

W jaki sposób sport wpłynął na ciebie i twoje życie, co ci dał?
Nie pamiętam już mojego życia bez sportu, ale myślę, że dzięki temu, że trenuję, zyskałam dużo pewności siebie, nauczyłam się systematyczności, kontroli i czucia swojego ciała, zyskałam mnóstwo nowych znajomości. No i przede wszystkim bez decyzji o zmianie klubu na UAM Poznań nie przeprowadziłabym się do miasta, gdzie poznałam mojego męża.
Co sprawia najwięcej radości w sporcie?
Rywalizacja i wygrywanie walk. Ciągłe dążenie do bycia lepszą i myślenie razem z trenerami, jak to zrobić.
Jakie masz plany i cele na przyszłość, zarówno tę bliską, jak i dalszą, zawodową i prywatną?
Teraz razem z mężem spodziewamy się dziecka i sama jestem ciekawa, jak to będzie trenować i jednocześnie je wychowywać. Na pewno chciałabym wystartować w Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku i do tego będę dążyć.
Czego ci życzyć?
Szczęścia i cierpliwości w nowych wyzwaniach, które przede mną.
W takim razie właśnie tego życzymy. Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiała: Klaudia Kardas
foto: zbiory własne
