• Wszystkim Mamom z okazji Ich święta

    serdeczne życzenia składa

    redakcja

    Z okazji Dnia Matki o „spinaniu” obowiązków z pasjami i wychowywaniem dzieci z Agnieszką Jaksą, szefową Grupy Wolontarystycznej „Agrafka” oraz Warsztatu Terapii Zajęciowej, rozmawia Klaudia Kardas.

    Agnieszka Jaksa to inicjatorka i założycielka Grupy Wolontarystycznej „Agrafka”, działającej w naszym mieście od 2006 roku. To właśnie ona „spięła” wolontariuszy, którzy pod jej okiem zaczęli tworzyć drużynę niesienia pomocy innym. Od ponad 15 lat czuwa i opiekuje się zarówno swoimi wolontariuszami, jak i tymi, którzy potrzebują ich pomocy. Pełna ciepła, siły i optymizmu. Kobieta z wielkim uśmiechem i jeszcze większym sercem. Jak sama mówi, ma wiele dzieci, ale tych „prawdziwych”, własnych ma dwójkę i to właśnie o nich porozmawiamy.

    Szefowa „Agrafek” ma dwie córki: 11-letnią Klaudię i 4-letnią Wiktorię. Starsza lubi tańczyć i śpiewać. Chodzi do szkoły muzycznej. Uwielbia przyrodę i interesuje się ekologią. Pomaga, jak jej mama. Wiktoria z kolei kocha się stroić. Lubi się przebierać, malować, zmieniać biżuterię. Obie dziewczynki uwielbiają zwierzęta i szalone zabawy.

    Jaki ma Pani kontakt z córkami? Jak określiłaby wasze relacje?

    Inna jest relacja z młodszą, a inna ze starszą córką. To naturalne i wynika z rozwoju dziecka, bo na każdym etapie coś innego jest ważne. Dla mnie relacja dziecko-rodzic to relacja partnerska. Dziecko to równorzędny partner, a nie osoba stojąca niżej w hierarchii rodziny. Jeśli wsłuchuję się w to, co mówi do mnie dziecko, buduję w nim poczucie wartości i pewności siebie. Dla mnie priorytetem w relacji rodzicielskiej, oprócz miłości, jest budowanie wewnętrznej motywacji w dziecku i dawanie przestrzeni do wyboru. Mój kontakt z dziećmi jest bardzo bliski, intymny, empatyczny, ale też energetyczny. Z Klaudią dużo rozmawiamy, nie ma tematu tabu. Wie, że nie ocenię sytuacji, ale wie też, że w każdej chwili może poprosić mnie o radę i moją perspektywę.

    W jaki sposób najczęściej spędza Pani czas ze swoimi dziećmi?

    Dwa lata temu, gdy pojawił się u nas nowy członek rodziny – królowa Bella, berneński pies pasterski, spędzamy dużo czasu na spacerach. Pies to nasz motywator do codziennej wędrówki, co jest z kolei okazją do rozmów i bycia w bliskości z przyrodą. Dużo czasu spędzamy też na wspólnym gotowaniu. Obie dziewczynki lubią jeść i przygotowywać posiłki. Nie może oczywiście zabraknąć czasu na wygłupy i szaleństwa. Mamy kilka niezawodnych zabaw, które nigdy się nie nudzą.

    Co po mamie odziedziczyły dzieci?

    Pytanie czego nie odziedziczyły. Obie córki nie mają… loków! To daje mi otwartość na posiadanie kolejnych dzieci (śmieje się). A tak na poważnie, w starszej widzę mój entuzjazm, ruchliwość, wrażliwość i chęć niesienia pomocy. Uwielbia tańczyć, tak jak ja. W młodszej widzę podobne poczucie humoru. Jest jeszcze mała, więc wiele jest w niej do odkrycia.

    Jak to jest być rodzicem? Jakie uczucia i emocje towarzyszą tej roli?

    Bycie rodzicem to najpiękniejsza rzecz, której doświadczam w życiu, ale też najtrudniejsza. To jest wymagający proces, bo to rodzic jest regulatorem uczuć i przewodnikiem dla swojej pociechy. Kto jest rodzicem, ten wie, że to pełen wachlarz emocji, ale to fundamentalne uczucie, czyli miłość, potrafi zaopiekować się wszystkimi innymi emocjami.

    Jaką jest Pani matką? Co na ten temat mówią córki?

    Czuję, że jestem kochającą, empatyczną i radosną mamą, która dba o to, aby dzieci kochały i akceptowały siebie. Co mówią o mnie dzieci? Oj, nie będę tego zdradzać, ale wymyślają na mnie tysiące pieszczotliwych nazw i spisują je na kartce. Robią też niespodzianki, liściki… Odbieram to jako wyraz miłej i radosnej więzi. To jaką jestem matką poznam pewnie za kilka, kilkanaście lat. Dzieci pójdą dalej z fundamentem, na którym będą budować swoje życie.

    Jak połączyć bycie matką z codzienną pracą, obowiązkami i hobby?

    Przyznam, że wciąż się tego uczę. Z pewnością ważna jest tu umiejętność zarządzania czasem i wybierania priorytetów. Moja praca i działalność społeczna wyglądała inaczej, gdy nie było jeszcze dziewczynek. Kiedy się pojawiły, moje priorytety się zmieniały. Praca zaczęła się zamykać w ośmiu godzinach, jednak działalność społeczna była nadal angażująca. Z czasem coraz więcej delegowałam wolontariuszom. Powstały resorty w grupie i koordynatorzy, którzy ogarniali na bieżąco działania. Powstała też Rada Agrafkowa, która w znaczny sposób wspierała mnie w realizacji misji. Wszystko zaczęło się równoważyć, a ja miałam i mam przestrzeń na połączenie mojej pasji z rodzicielstwem. Piękne jest to, że w naturalny sposób dziewczynki zaczęły zarażać się pomaganiem. Klaudia jeździła ze mną na obozy z dziećmi, uczestniczyła w akcjach. Z Wikusią brałam udział w naszym projekcie „Graj w zielone”. Uważam, że szczęśliwa mama, to szczęśliwe dzieci. Ważne jest, aby mamy dbały o siebie, swój rozwój i dobrostan – to przekłada się na jakość relacji z dzieckiem.

    Co jest najlepsze w byciu mamą?

    Często wizualizowałam wolontariuszom, że ich praca z dzieckiem to wyrabianie i modelowanie gliny. Tutaj mamy do czynienia z bardzo podatną masą, która ociepla się pod wpływem ruchu naszych dłoni i staje się wyjątkowo plastyczna. Możemy z nią zrobić prawie wszystko. Piękne jest to, że mamy wpływ na to, aby rodzicielską postawą i miłością „uformować” dziecko, pewien nienaruszalny fundament, który będzie „żył” i trwał dalej. Cudowne jest to, że ziarno, które teraz zasiejemy, będzie owocować w przyszłym życiu dziecka. Według mnie najlepsza w byciu mamą jest ta pełnia miłości – bezinteresownej, bezwarunkowej, dającej dużo energii życiowej.

    A co zatem jest najtrudniejsze?

    Dużo jest trudności. Macierzyństwo to najtrudniejszy „zawód” na świecie. Czasami mam poczucie, że im bardziej jest się świadomym rodzicem, tym paradoksalnie jest trudniej, bo wymaga to pracy przede wszystkim nad sobą. Trudne są dla mnie chwile, gdy czuję, że dziewczynki potrzebują wsparcia, a ja nie mogę im go dać, bo na przykład sama potrzebuję w tym momencie oddechu lub nie mam na coś wpływu. Wiem, że jedyne co mogę zrobić, to po prostu być i empatycznie słuchać.

    Najpiękniejsza chwila w Pani „karierze” jako mamy?

    Narodziny dziewczynek. Gdy o tym myślę, łzy wzruszenia same napływają do oczu. Obie dziewczynki rodziłam bardzo świadomie. Córki przychodziły na świat przy muzyce, której miesiącami słuchałam, gdy były w brzuchu. Przy obu porodach był mąż. Razem przeżywaliśmy narodzenie tej małej, a jakże wielkiej miłości… Coś, co jest niesamowicie piękne, to przytulanie. W moim rodzicielstwie przytulanie to pełnia kontaktu, bliskości i miłości. Jest wesoło – przytulamy się, jest smutno – przytulamy się. Takie piękne chwile przeżywam każdego dnia.

    Jakie rady i wskazówki miałaby Pani dla mam, zarówno tych przyszłych, jak i obecnych?

    Rodzicielstwo to pasmo doświadczeń i nieustannych poszukiwań tej jednej, jedynej drogi najbardziej służącej wzajemnej miłości. Wierzę, że świadomy rodzic, znający etapy rozwoju dziecka i mający kontakt z nim, sam znajdzie odpowiedzi na trudne pytania. Dla mnie najważniejsza jest świadomość rodzicielska. Założenie, że dziecko ma dobre intencje, że nie manipuluje, nie wymusza, a woła o pomoc, bliskość i wsparcie. Wynika to z neurobiologii i różnicy między mózgiem dorosłego a dziecka. Jest mi to bliski temat, który pogłębiam od kilku lat. Ta wiedza w znaczny sposób wpłynęła na mój sposób komunikacji i budowę relacji, nie tylko z dziećmi. Fajnie też, aby dom był bezpieczną przestrzenią, w której dziecko znajdzie akceptację i nauczy się siebie. Nie będzie porównywane, krytykowane, oceniane. Mam też jedno ostrzeżenie dla mam: Mamo! Uważaj co robisz! Dziecko jest Twoim odbiciem lustrzanym!

    Czy wolontariuszy, których ma Pani pod swoimi skrzydłami, również traktuje jak swoje dzieci?

    Oj tak! „Agrafka” to moje pierwsze dziecko. Od początku obdarzyłam ją miłością i troską. Każdy wolontariusz był i jest dla mnie niezmiernie ważny. Swego czasu poznawałam nawet miłości „Agrafek”. Żartowaliśmy sobie wtedy, że jako „Agrafkowa Mama” muszą mieć moją zgodę na ich związki (śmieje się). W grupie są wolontariusze, którzy działają już blisko dziesięć lat. Z nimi ta relacja jest bardziej przyjacielska, ale to uczucie odpowiedzialności za nich i miłość jest i będzie już zawsze. Moja rola mamy odzywa się też w relacji z Diamentami, uczestnikami Warsztatu Terapii Zajęciowej. Uwielbiają się przytulać, otaczamy ich troską i opieką. Mimo to wiem, że prawdziwą mamą jestem tylko dla moich przecudnych córeczek, ale kto wie, być może w przyszłości zostanę mamą jeszcze dla kogoś…

    Udostępnij