• Członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich i Polskiej Akademii Filmowej Bogdan Sölle (ur. 26.06.1940r. w Warszawie) to pabianicki twórca, autor scenografii do znanych seriali i filmów.

    Stosunkowo szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych twórców potrafiących plastycznie odpowiedzieć na potrzeby scenariusza. Jest twórcą, zależnie od potrzeb, scenografii, adaptacji i aranżacji wnętrz, kostiumów, oprawy graficznej filmu. Stworzył styl wnętrza dostosowanego do postaci bohatera i aktora. To bardzo ważna strona scenografii: „wnętrze osobowe”. Ma w dorobku kilkadziesiąt filmów kinowych i telewizyjnych oraz seriali, a także filmy dokumentalne, widowiska telewizyjne, filmy reklamowe. Współpracował z wieloma wybitnymi polskimi reżyserami, m.in. z Janem Rybkowskim autorem filmu i serialu „Chłopi”.

    Aleksander Duda: – Na czym polega zawód scenografa?

    Bogdan Sölle: – Scenograf filmowy z definicji jest autorem oprawy plastycznej filmu, którą uzgadnia, proponuje w rozmowach między reżyserem, scenografem i operatorem. To są czasem długie rozmowy na dokumentacjach i zatwierdzaniu wybranych przeze mnie obiektów filmowych. Jeden z pierwszych otrzymuję scenariusz filmu, a po przeczytaniu uruchamiam wyobraźnię, gdzie umiejscowić realizację filmu i wybieram się w podróż, szukając miejsc do filmu. Tworzę dokumentację zdjęciową i przedstawiam zainteresowanym. Po wstępnym wyborze wyjeżdżamy z reżyserem, operatorem i kierownikiem produkcji na ostateczny wybór obiektów. Wtedy wiem, co mam zaadaptować scenograficznie, dobudować lub zaaranżować wnętrze, zmieniając kolorystykę lub wyposażenie. Wygląda to prosto, ale trzeba mieć w tym zawodzie przynajmniej wykształcenie plastyczne, znajomość historii sztuki, architektury, a także jak na moich studiach scenograficznych wykłady z historii sztuki, historii mebla, wnętrza i kostiumu. Trzeba uzupełniać wiedzę, szczególnie do filmów historycznych. Trzeba dotrzeć do wszystkiego co jest związane z kulturą materialną danej epoki: architekturą, zwyczajami ludzi, codziennym życiem – jak się ubierali, spali, jedli, przygotowywali posiłki, jak mieszkali. Pracę ułatwia także posługiwanie się wszelką ikonografią – malarstwem różnych epok, opracowaniami naukowymi muzealników, czasem etnografów. Tak jak w „Chłopach” wiele scen jest inspirowanych malarstwem Młodej Polski. Bardzo lubiłem filmy historyczne i adaptacje filmowe literatury, oprócz „Chłopów” i „Komediantki” Władysława Reymonta zajmowałem się scenografią do „Syzyfowych prac” i „Wiernej rzeki” Stefana Żeromskiego. Realizację „Wiernej rzeki” przerwał stan wojenny, gdy sytuacja uspokoiła się, dokończyliśmy zdjęcia, jednak film przeleżał cztery lata do premiery na półkach ze względów czysto politycznych, bo dotyczył czasów po powstaniu styczniowym i sytuacji Polski pod zaborem rosyjskim. Przy realizacji takich filmów scenograf odbywa swego rodzaju podróż w czasie. Odtwarza dla filmu świat, którego już nie ma, a musi być na tyle wiarogodny, by widz uwierzył, że przenosi się w konkretną historyczną epokę, a kamera zarejestruje wiarygodny obraz narracji filmowej adaptowanej powieści.

    Niedługo minie 50 lat od powstania wybitnego dzieła filmowego „Chłopi”.

    – Dokładnie w 2022 roku. Czas leci, a wydaje się, że to było tak niedawno. Film w niczym się nie zestarzał, wręcz odwrotnie, dla wielu widzów jest objawieniem, gdyż tego świata już nie ma, zostały strzępy dawnych tradycji i obyczajów. To był ostatni czas, by zrealizować tę adaptację filmową. Obecnie realizacja byłaby niemożliwa ze względu na zmiany obyczajowe i wygląd wsi łowickiej, film byłby szalenie drogi w realizacji. Jestem pewien, że gdyby Władysław Reymont pojawił się, uściskałby nas realizatorów za realizację adaptacji jego powieści filmem i serialem TV. W Szwecji i krajach skandynawskich film cieszył się i cieszy ogromnym uznaniem. Szwedzi, gdy kupili film, poprosili, by w czołówce napis „Chłopi” zaprojektować im po szwedzku, ale tym samym liternictwem jak oryginał po polsku. Oczywiście wykonałem zamówienie, chociaż po szwedzku napis „Chłopi” był o wiele trudniejszy.

    Gdzie były kręcone zdjęcia do filmu i serialu?

    – Szukałem obiektów zdjęciowych tam, gdzie rozgrywała się fabuła powieści, czyli na terenie dawnego Księstwa Łowickiego. Wbrew przypuszczeniom w Lipcach Reymontowskich powstało mało zdjęć. Po adaptacji tylko zagroda Dominikowej, scena wywozu Jagny na gnoju, zimowy staw – zabawa dzieci. Natomiast pobliska wieś Pszczonów była wspaniała. Wiejskie uliczki z drewnianymi chałupami krytymi jeszcze w tamtym czasie słomą, kościół na wzgórku, plebania przy kościele, za kościołem organistówka, a nawet pobliski cmentarzyk wiejski, okoliczne pola, niedaleko młyn, mała rzeczka. Dobudowaliśmy dekorację wejścia do karczmy w jednym z budynków blisko kościoła i kuźnię. Wnętrze karczmy powstało w atelier WFF w Łodzi. Układ tych obiektów w pobliżu był taki sam, jak to bywało na wielu wsiach w dziewiętnastym wieku. Wtedy panował zwyczaj, że po mszy chłopi udawali się do pobliskiej karczmy na gorzałkę z harakiem (arakiem), dziewczyny na tańce. Bliska kuźnia służyła, by naprawić koło lub podkuć konia. Tam była także chałupa Antka, ale zagroda Boryny w pobliskim Złakowie Zborowym. Tam też powstała słynna scena śmierci Boryny, gdy pada martwy na swoim polu, chcąc, mimo choroby, zasiać zboże.

    Jakie filmy z pana udziałem powstawały w Pabianicach?

    – „Stawka większa niż życie”, gdzie pracowałem przy czterech ostatnich odcinkach serialu, „Skarga” dotycząca wypadków na Wybrzeżu, film i serial „Komediantka”, „Czarne słońca”, „Kariera Nikosia Dyzmy”.

    Który obraz przyniósł najwięcej satysfakcji?

    – Było ich kilkadziesiąt, a licząc w wielu filmach także seriale i ich odcinki, uskładałoby się ponad 100 pozycji. Pracowałem z ponad 30 reżyserami, 25 operatorami. Mógłbym napisać książkę, ale właśnie film i serial „Chłopi” wspominam jako chyba najciekawszy i najlepszy czas pracy w superekipie. Zdjęcia trwały przez wszystkie cztery pory roku, bo tak wymagała adaptacja literatury. Byliśmy w ekipie zaprzyjaźnieni jak rodzina, a ci co przeżyli, przyjaźnią się do tej pory. Nawet statysta z Lipiec, który wtedy był chłopcem, ma rodzaj skansenu, małego muzeum, w którym chwali się rekwizytami zbieranymi po filmie. Podarowałem mu moje winiety, które zaprojektowałem do filmu na cztery pory roku – wiosna, lato, jesień, zima, a które służą jako tła pod napisy czołowe serialu i filmu.

    Wróćmy do początków pańskich zainteresowań plastycznych i zainteresowania kinem.

    – Odkąd pamiętam, lubiłem rysować. Zachęcała mnie do tego w II Liceum w Pabianicach nauczycielka rysunku „Babcia Zbrożkowa”, tak z sympatią nazywaliśmy ulubioną panią profesor. Ale po maturze, kompletnie przypadkowo wybrałem studia weterynaryjne. Zawsze lubiłem zwierzęta. Zrezygnowałem z tych studiów po dwóch latach, gdyż okazało się, że po dyplomie są nakazy pracy. Bałem się, że mogę wylądować w jakiejś zapadłej dziurze w południowo-wschodniej Polsce. Ale nie był to czas stracony, gdyż okazało się, że na pierwszym roku wydziału malarstwa i grafiki w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych jest przedmiot anatomia, a ja poznałem już na weterynarii anatomię człowieka i 5 zwierząt! Zdawanie na studia w Akademii Krakowskiej to był akt desperacji, gdyż była ogromna konkurencja wielu kandydatów po liceach plastycznych, a ja byłem tylko po liceum ogólnokształcącym. Udało się jednak, ogromne zaskoczenie i niesamowita radość. Miałem wrażenie, że złapałem Pana Boga za nogi. Czekał mnie sześcioletni tok studiów.

    A jakie były te studia?

    – Niezapomniany Kraków, Akademia, wspaniali profesorowie, ja w pracowni malarstwa u słynnego Jerzego Nowosielskiego. Po siódmym semestrze zdecydowałem, że przeniosę się na specjalizację do Studium Scenografii ASP. Decyzja powstała stopniowo po obejrzeniu wspaniałych filmów japońskich w Kinie Studyjnym, jak „Kwaidan”, „Tron we krwi” i inne filmy „Nowej fali” – francuskie i włoskie. Odezwało się także jeszcze z dzieciństwa zauroczenie filmami z Myszką Miki wyświetlanymi nam przez Amerykanów tuż po wyzwoleniu z obozu niemieckiego, gdy czekaliśmy na powrót do Polski. Zrozumiałem, że w filmie można tworzyć wizualnie praktycznie wszystko, światy historyczne, których nie ma, wymyślone, a nawet zobrazować filmem literaturę i przekazać ruchome obrazy milionom ludzi. To niesłychane twórcze narzędzie. Po kolejnym egzaminie zostałem przyjęty do Studium Scenografii prowadzonego przez prof. Andrzeja Stopkę, wybitnego scenografa, ulubionego przez reżysera Kazimierza Dejmka. Profesor prowadził projektowanie. Wykłady dekoracja okolicznościowa miałem z Józefem Szajną, wybitnym malarzem i scenografem. Prof. Stefan Otwinowski, pisarz miał wykłady z historii dramatu, prof. Bolesław Dąbrowski, reżyser i dyrektor Teatru Słowackiego w Krakowie, przedmiot reżyseria, a prof. Zdzisław Żygulski, bronioznawca, autor wielu książek z historii sztuki, dyrektor Muzeum Czartoryskich – odpowiadał za historię wnętrz, meble i kostiumy. Dyplom z tytułem magistra sztuki obroniłem w maju 1967 roku.

    Jaką radę dałby Pan przyszłym scenografom?

    – W trakcie mojej pracy w filmie przewinęło się wielu asystentów, a nawet tych, których uczyniłem drugim scenografem. Nie wszyscy się sprawdzali, ale byli także tacy, którym pomogłem w realizacji ich debiutu. Najważniejsze jest przygotowanie merytoryczne, najlepiej studia plastyczne ze specjalizacją scenografia lub po architekturze z wiedzą uzupełnioną historią sztuki.

    Proszę wymienić swe nagrody i wyróżnienia…

    – Najsympatyczniejsza nagroda to „Marcinek” w 1996 roku za scenografię do filmu „Dzieje Mistrza Twardowskiego” na Festiwalu Filmów Młodego Widza „Ale Kino” w Poznaniu, przyznana przez jury dziecięce. Film Agnieszki Holland „Aktorzy prowincjonalni” został wyróżniony w Cannes nagrodą „Fipresci”. Nagroda za film nobilituje jednocześnie współtwórców filmu, także scenografa. Kolejno film w reżyserii Grzegorza Królikiewicza „Przypadek Pekosińskiego” nagrodzony Złotymi Lwami na FPFF w 1993 roku, „Srebrne Grono” w 1994 – Lubuskie Lato Filmowe i w Karlowych Warach nagroda specjalna w 1994 to także nagrody dla współtwórców. Ostatnia nagroda przyznana w 2000 przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich w postaci dyplomu i statuetki z brązu przedstawiającej symbolicznie kinematografię „Za wybitne osiągnięcia artystyczne”.

    Dziękuję bardzo za rozmowę.

    foto: zbiory prywatne

    PS. Bogdan Sölle swoje prace scenograficzne pokazywał na indywidualnych wystawach w Muzeum Miasta Pabianic (2007) i Muzeum Kinematografii w Łodzi (2014) – z okazji tej wystawy ukazała się drukiem monografia: Bogdan Sölle „Zapiski scenografa” (red. Ł. Grygiel, M. Kuźmicki, Łódź 2014). Swoje prace scenograficzne, projekty dekoracji, szkice dokumentacyjne ofiarował Muzeum Kinematografii w Łodzi. Był członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków. Jest członkiem Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Polskiej Akademii Filmowej. Przez 10 lat wykładał w PWSFTViT w Łodzi. Posiada nadane przez MKiS uprawnienia rzeczoznawcy ds. scenografii oraz ma przyznane uprawnienia biegłego sądowego w kategorii scenografia.

    Udostępnij