• News will be here
  • 21. piłkarskie mistrzostwa świata w Rosji przechodzą do historii. 32 narodowe reprezentacje przez miesiąc walczyły o miano najlepszej drużyny globu, rozgrywając 64 mecze na 12 stadionach. Wśród uczestników nie zabrakło biało-czerwonych, a na tak wielkiej imprezie debiutowały ekipy Islandii i Panamy.

    Oczywiście każdy z nas bardzo wiele obiecywał sobie po występie drużyny Adama Nawałki, niestety, bardzo szybko zostaliśmy pozbawieni złudzeń i snów o futbolowej potędze, kończąc udział w championacie globu na rozgrywkach grupowych. Gdy z turnieju odpadali biało-czerwoni, nasze kibicowskie sympatie często przenosiliśmy na inne zespoły. Kierowaliśmy się sympatiami do piłkarzy, do danej nacji lub kraju, stylem w jakim dana reprezentacja grała. Ja na swoją „sympatię” wybrałem drużynę Chorwacji, kraju, w którym kilka razy spędzałem urlop i którego sportowcy, choć nie są nacją zbyt liczną, odnoszą wiele sukcesów w grach zespołowych (piłka ręczna, koszykówka), w narciarstwie (rodzeństwo J. i I. Kostelić), lekkiej atletyce (B. Vlasić, S. Perković), tenisie (G. Ivanisević, M. Cilić), nie mówiąc już o piłce wodnej (Chorwaci to m.in. mistrzowie olimpijscy). Ważnym powodem było też to, że w przypadku ewentualnego awansu do finału, mogłem mecz o złoto oglądać w tym pięknym kraju.

    Futbolowe mistrzostwa świata w Rosji po raz kolejny pokazały, jak nieprzewidywalna jest piłka nożna. No bo kto przed turniejem był w stanie przewidzieć, że już na rozgrywkach grupowych udział w rywalizacji zakończą Niemcy, Senegalczycy, Nigeryjczycy czy Polacy, a o dalszy awans bić się będą do ostatnich minut Portugalczycy, Argentyńczycy czy Hiszpanie. O tym jak piłkarski poziom się wyrównał, świadczy odpadnięcie już w pierwszej rundzie fazy pucharowej Argentyny, Portugalii, Hiszpanii i w ćwierćfinale Brazylii. Oczywiście, że w gronie tych, którzy mieli się liczyć w walce o najlepszą czwórkę, wymieniani byli Francuzi, Belgowie i Chorwaci, ale chyba nikt nie przypuszczał, że walka o medale rozstrzygnie się w europejskim gronie (Francja, Belgia, Chorwacja i Anglia), z finałem Francja-Chorwacja. Tym bardziej że oba zespoły były przebudowywane, miały swoje problemy organizacyjne i ostatnio nie zachwycały formą.

    Oczywiście ktoś powie, że Francja to mistrz świata z 1998 roku, mistrz Europy z 1984 i 2000 roku, piłkarska nacja, która dochowała się takich gwiazd jak: Platini, Domerque, Fernandes, Giresse, Tigana, Zidane, Petit, Blanc, Barthez, Desailly, Henry Pires i wielu, wielu innych. Kraj o ogromnych możliwościach, gdzie zarejestrowanych jest ponad 1.700.000 piłkarzy, a takie kluby Ligue 1 jak Paris Saint Germain czy Monaco, zna każdy kibic. Trudno więc było nie wymieniać trójkolorowych w gronie faworytów.

    Ale Chorwacja? Owszem miała już swoje pokolenie bardzo zdolnych piłkarzy, którzy zajęli 3 miejsce na MŚ w 1998 – Suker, Prosinecki, Mihajlović, Mijatović, Stojković. To oni przez lata liczyli się w wielu najlepszych europejskich klubach. Jednak medal MŚ to jedyny ich sukces reprezentacyjny. Ponadto to mały, nieco ponad 4-milionowy kraj (4.149.000), gdzie w Chorwackim Związku Piłki Nożnej zarejestrowanych jest około 110 tysięcy zawodników, więc i o talenty tu zdecydowanie trudniej. Jednak jak pokazuje ich ostatni występ, liczy się jakość, a nie ilość.

    W Chorwacji euforia związana z MŚ i świetnymi występami drużyny z czerwono-białą szachownicą panowała od dawna. Ale po awansie do finału sięgnęła zenitu. Zaraz po przekroczeniu granicy każdy mógł się o tym przekonać. Na trasie samochody udekorowane barwami narodowymi, podobnie na wszystkich parkingach i stacjach benzynowych. Wszędzie można było kupić wszelkiego rodzaju gadżety (podobnie zresztą jak i w Polsce). W niedzielę na kilka godzin przed rozpoczęciem meczu finałowego czuło się napięcie i emocje, choć Chorwaci zdawali sobie sprawę, że pokonanie Francji będzie niezwykle trudnym zadaniem. Mimo to uśmiech, serdeczność i gościnność nie znikała z ich twarzy, wszak Chorwaci żyją z turystyki i kochają sport.

    Mecz oglądałem oczywiście w dużym gronie chorwackich kibiców w miejscowości Ploće w cafe bar „Tropicana”. Były rodzime pieśni (śpiewane przez wszystkich zgromadzonych), euforia po strzelonej bramce i nieustanna nadzieja na szczęśliwe zakończenie. Tym razem się nie udało, wygrała Francja, a Chorwaci… Dumni ze swych piłkarzy, którzy osiągnęli najlepszy wynik w historii startów reprezentacji w mistrzostwach świat, bili im brawo.

    Oczywiście dyskusje na temat meczu i jego analizy trwały jeszcze bardzo długo, niemniej był to niepowtarzalny wieczór z kibicami, potrafiącymi spokojnie, rzeczowo i realnie ocenić występ swej reprezentacji i ogromnie cieszyć się mimo przegranego finału. A to też trzeba umieć.

    Z kolei słaby występ w Rosji biało-czerwonych spowodował, iż Polski Związek Piłki Nożnej nie przedłużył umowy z selekcjonerem Adamem Nawałką. Nic więc dziwnego, że nad Wisłą rozpoczęła się trenerska karuzela związana z wyborem jego następcy. W wyścigu o zaszczytną i prestiżową funkcję, według różnych źródeł, ubiegało się kilkunastu trenerów, z zagranicy włącznie. Wśród tych, który miał szanse i złożył swoją ofertę, był także Piotr Nowak, wychowanek pabianickiego Włókniarza, były reprezentant kraju mający za sobą bogatą karierę piłkarską i trenerską na Zachodzie i w Stanach Zjednoczonych. Ostatnio pracował w Lechii Gdańsk. Niestety, wybór padł na innego kandydata – Jerzego Brzęczka, byłego 49-krotnego reprezentanta Polski, srebrnego medalisty IO w Barcelonie. Brzęczek nie ma wielkiego i bogatego trenerskiego CV, więc jest to na pewno spore zaskoczenie. Poczekajmy na pierwsze mecze, chociażby w Lidze Narodów, a będziemy o wiele mądrzejsi, czy był to dobry wybór.

    Udostępnij