• News will be here
  • Ksiądz Michał Misiak nie jest już wikariuszem parafii w Konstantynowie Łódzkim. Kontrowersyjny duchowny został odwołany i wysłany na bezpłatny urlop. Swoją misję rozpoczął w odległej Tanzanii.

    Michał Misiak służył w Konstantynowie Łódzkim, w kościele Narodzenia NMP zaledwie przez trzy miesiące. Szybko zaskarbił sobie sympatię oraz uznanie parafian. Rozpoczął od wtorkowych spacerów uzdrowienia, podczas których można było się wyspowiadać, ale również porozmawiać i wyżalić. Ba, o spacerach dowiedziała się jedna z konstantynowskich agencji reklamowych, która wydrukowała mu nawet banery reklamowe. Jak zwykle cieszyły się one dużą popularnością.

    Do księdza przychodziły osoby z depresją, problemami alkoholowymi, uzależnieni od narkotyków, ofiary przemocy, zdrady, samotni, nudzący się w domu. Duchowny dla każdego znalazł czas, by porozmawiać. Dla parafian dostępny był we wtorki aż do północy. W piątki czekał na swoich wiernych na ławeczce przed kościołem. Co więcej, podawał swój numer telefonu i nigdy nie wyłączał dźwięków. Wierni z problemami mogli do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Nie odtrącał nikogo… nawet osób, które miały konflikt z prawem: „Widzę, że nie tylko konfesjonał, ale również i „ławeczka” nie jest dla każdego. Osoby, które pragną się wyspowiadać, ale nie mogą pojawić się w miejscu publicznym np. ze względu na ukrywanie się przed policją, mogą zaprosić mnie w dowolne miejsce i o przyzwoitej godzinie (tak do północy), pisząc SMS na mój numer telefonu 607-475-877. Proszę się nie obawiać, będę przychodził zawsze sam”.

    Na spotkania w plenerze z duchownym przychodziły osoby, które nie były u spowiedzi nawet od 40 lat!

    Wiadomo było, że ks. Michał nie usiedzi w miejscu, ruszył więc w miasto, by ewangelizować mieszkańców powiatu, bo jak stwierdził: „Tu powietrze pełne jest łaski Bożej. Nic tylko oddychać i pracować”.

    Swoją „miejscówkę” znalazł pod lokalną… pijalnią, gdzie razem z tzw. „tubylcami” grywał w szachy. Nie przeszkadzało mu piwo stojące obok oraz to, że mężczyźni nie chodzą do kościoła: „Czuję, że będę mógł liczyć na nich w pracy duszpasterskiej” napisał na Facebooku.

    Telefony do duchownego, by zagrał z nimi w szachy, urywały się codziennie. „Pierwsze owoce szachów „u Maryśki”. Dwa tygodnie temu pewien mężczyzna odciągnął mnie u nas w pijalce od swoich kolegów świętujących zakończenie dnia i zapytał nieśmiało o chrzest swojego dziewięcioletniego dziecka. Dziś w kancelarii spisaliśmy dokumenty i ustaliliśmy datę chrztu” – napisał po jednym z takich spotkań.

    Szachowe spotkania rozszerzyły się na całe miasto. Ksiądz nie grał już tylko pod pijalnią, ale również w parku, MOPS, pakamerze grabarzy. Zorganizował więc turniej szachowy w parafii…

     

    więcej w papierowym wydaniu Nowego Życia Pabianic nr 4/2020

    Udostępnij