• News will be here
  • Kiedy osiem miesięcy temu dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka, o którym marzyłam od dawna, nie przyszło mi nawet do głowy, że okres oczekiwania na nie będzie tak dziwny, a zarazem wyjątkowy, nie tylko ze względu na rosnące we mnie nowe życie. Jako ciężarna w „koronie” przeżywam różne emocje – od ekscytacji i radosnego oczekiwania po lęk i niezrozumienie pewnych rzeczy, które dzieją się obecnie na świecie.

    Jeszcze rok temu o tej porze wahały się losy mojego przyszłego macierzyństwa. Po przebytej operacji i powolnym dochodzeniu do siebie zastanawiałam się, czy uda się spełnić nasze największe marzenie, aby zostać rodzicami. Dookoła słyszy się o parach, młodych ludziach, których starania ciągną się latami. Jak poukładać sobie to w głowie? Jak znaleźć siłę, żeby walczyć dalej? Gdzieś jednak z tyłu głowy czułam, że najważniejsze jest nastawienie i dobre myśli, które przyciągają pozytywne wydarzenia. I tak też się stało… W październiku zobaczyłam na ekranie monitora USG tykające ziarenko. Było to serduszko mojego dziecka. Dziwne uczucie… Nagle dotarło do mnie, że jest tam jakaś mała fasolka, wielkości kilku milimetrów, zupełnie bezbronna. Jak o nią zadbać? Co robić, żeby rozwijała się prawidłowo? Pojawiają się pierwsze lęki o zdrowie dziecka. Każda wizyta u ginekologa to stres i nowe pytania. Czy serduszko bije? Czy pewne objawy są normalne, a może powinnam się niepokoić? Szczęście i niedowierzanie miesza się z uczuciem strachu.

    Już po Nowym Roku poczułam lekką ulgę. Drugi trymestr jest już spokojniejszym okresem dla ciężarnej i ryzyko poronienia też coraz mniejsze. Brzuszek delikatnie powiększył się i dopadły pierwsze ciążowe dolegliwości w postaci mdłości, które nie dawały mi spokoju aż do połowy ciąży. Nie ważne… Niech mdli, byleby dziecko rozwijało się prawidłowo.

    Pojawiają się też pierwsze doniesienia o koronawirusie. Nikt jednak o tym nie myśli, bo gdzie Chiny, a gdzie my. Nie ma się czym przejmować… Zresztą, ilu ludzi rocznie umiera na zwykłą grypę. Ważne, żeby nie załapać jakiegoś przeziębienia, bo wiadomo w ciąży farmakologiczne leczenie mocno okrojone.

    Jako kobieta w ciąży w drugim trymestrze czuję się jak młody Bóg (poza wspomnianymi mdłościami). Jeżdżę samochodem, jestem aktywna, urządzam nowe mieszkanie, odwiedzam bliskie mi osoby i pomalutku zaczynam kupować pierwsze ubrania dla syna… Tak, będzie syn! Mąż wiedział od początku, ciekawe skąd?! Radości nie ma końca, chociaż pojawiają się pierwsze obawy dotyczące zmian jakie nastąpią w życiu. Mam przecież trzydzieści lat, przyzwyczaiłam się do spokojnego życia. Lubię ciszę i porządek, co zazwyczaj kłóci się z posiadaniem dziecka. Czy będę umiała przyzwyczaić się do nowej sytuacji? Oby tak…

    W marcu sytuacja z koronawirusem zaczyna robić się realnie niebezpieczna dla przeciętnego Kowalskiego. Kurde, ten wirus na serio tutaj przyszedł i zaczyna się rozprzestrzeniać. Wieści z Włoch przerażają, liczba zmarłych porażająca. Bach, zaczyna się akcja rządowa. Zakazy, obostrzenia, dystans społeczny i panika. Pamiętam dokładnie dzień, kiedy ludzie masowo wykupywali środki czystości, papier toaletowy i prawie tłukli się o mąkę i drożdże. W człowieku rośnie strach… Udziela się chęć walki o przetrwanie, bo skoro inni robią zapasy, to może i my powinniśmy.

    Człowiek całymi dniami śledzi informacje medialne i po prostu się boi. Kłopotliwe okazują się banalne rzeczy, jak wizyta u lekarza. Proponują e-wizyty. No ciekawe, jak ginekolog sprawdzi przez ekran komputera, czy moje dziecko ma się dobrze? Na szczęście w moim przypadku pojawiają się pierwsze dość wyraźne ruchy, które uspokajają mnie. Podstawowe badania laboratoryjne to wyzwanie. Trzeba dzwonić po przychodniach i pytać, może się ktoś zlituje i pozwoli zrobić badania i jeszcze za nie zapłacić. Inne ciężarne narzekają, że ich wizyty w ramach NFZ są odwoływane. Moje na szczęście nie, ponieważ zdecydowałam się prowadzić ciążę prywatnie. Fart. Co jednak czują te kobiety, które przed chwilą dowiedziały się o stanie błogosławionym i niepokoją się, czy dziecko rozwija się prawidłowo?

    Kolejna trudna kwestia to oczywiście poród. Porody rodzinne wstrzymane, wizyty w szpitalach tak samo. To drugie akurat trochę mnie cieszy, bo wiadomo, jeżeli chodzi o męża, to chciałabym, żeby był blisko. Pozostali członkowie rodziny mogą jednak spokojnie poczekać aż wyjdziemy z maluchem do domu. No, ale ten poród… Ten straszny poród, który w mojej głowie jest jedną wielką niewiadomą. I jak powiedziała mi koleżanka po swoich doświadczeniach: „Może i lepiej, że nie wiesz, co cię czeka”. Tego się trzymam, nie oglądam nagrań z porodów, próbuję nastawić się pozytywnie i modlę się o jedno – aby było szybko i bez komplikacji. Niestety, prawdą jest, że im bliżej tego dnia, tym moje myśli coraz częściej kłębią się wokół porodowego strachu. Jak wytrzymać ból? Czy dostanę znieczulenie? Jak mam tam zostać, zupełnie sama, z obcymi ludźmi i po prostu urodzić? Jak wiadomo, człowiek boi się najbardziej tego, czego nie zna, a nakręcanie się nic nie da. Przecież nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, co się wydarzy, każdy poród jest inny. Po co więc o tym myśleć? Miliardy kobiet na świecie rodzą dzieci, w tym również w krajach trzeciego świata, bez dostępu do lekarza, położnej i jakoś żyją prawda?! Trzeba się pocieszać…

    Lepiej skupić się na rzeczach przyjemnych w tym trudnym okresie kwarantanny. O losie, jakie to szczęście, że jest internet i zakupy on-line. Wyprawka kupiona, kurier co kilka dni przyjeżdża z nowymi rzeczami. Co prawda w masce i zostawia mi zakupy pod bramą, ale przyjeżdża. Wiadomo, że fajniej byłoby iść do sklepu i wybierać, przebierać, denerwować ekspedientki swoim niezdecydowaniem. No cóż, tym razem lepiej siedzieć w domu i robić zakupy internetowe niż narażać na zetknięcie z „koroną” i denerwować znieczulicą ludzi, zwłaszcza, niestety, starszych. Pamiętam jeszcze zanim byłam w ciąży i czekałam w kolejce w PZU (dość długiej kolejce), przepuściłam kobietę w zaawansowanej ciąży, co spotkało się z oburzeniem pozostałych osób w kolejce. „No bo jak to, dopiero weszła i już idzie do okienka, a ja tu stoję dwadzieścia minut”. Ciężarna też człowiek i czasami musi coś załatwić, mało tego musi, też coś jeść i kupić środki czystości. I nie zawsze ma możliwość wysługiwania się swoimi bliskimi, bo być może pracują lub są chorzy… Od pewnego czasu zaczęłam się jednak czuć w marketach niewidzialna. W tym trudnym czasie, gdzie ograniczano liczbę kupujących w sklepach, przepuszczono mnie tylko raz. Kilka razy stałam po dwadzieścia minut przed marketem i nikt z osób przede mną nawet nie zaproponował, że może mnie przepuścić. Po co… Skoro wyszłam z domu, to mogę stać jak inni, ciąża to nie choroba. A jak zasłabnę, to moja wina, po co wychodziłam z domu – nieodpowiedzialna matka! Smutne, ale prawdziwe i do przemyślenia, dlaczego jesteśmy tak oschle traktowane? Mówią przecież, że ciąża to stan błogosławiony. Czy nie zasługujemy więc na więcej empatii i troski w tym wyjątkowym okresie?

    Dość narzekania! Pomału kroczymy w kierunku normalności. Można iść do fryzjera, do lasu, a nawet zrobić zakupy w centrum handlowym, mimo że chodzimy w maskach i nadal się dystansujemy. Niektórzy rozmyślają, czy w tym roku wyjadą na wymarzone wakacje, a ja myślę tylko o tym, żeby ten ostatni miesiąc zleciał szybko… Puchnące stopy, drętwiejące dłonie i dodatkowe kilogramy nie wpływają dobrze na psychikę młodej przyszłej mamy. Mimo przykrych dolegliwości, towarzyszy mi ogromne podekscytowanie oraz ciekawość. Jaki będzie mój synek? Jak wygląda człowiek mieszkający po drugiej stronie brzucha? Jak to jest, kiedy po raz pierwszy widzisz być może największą miłość swojego życia?

    Zostanę mamą. To takie piękne, a jednocześnie trudne. Trudne, a jednocześnie proste, bo przecież każdy z nas w głębi duszy wie, że najważniejsza jest rodzina, miłość i bliskość. Przypomniała nam również o tym pandemia, która, wyskakując niczym królik z kapelusza, pokazała, co tak naprawdę jest ważne. ZDROWIE i RODZINA! I ta normalność, której zaczęło nam brakować, a przecież mieliśmy jej aż nadto.

    Z okazji Dnia Mamy, który mam szczęście obchodzić już w tym roku, nosząc pod sercem mojego synka, chciałabym życzyć wszystkim Mamusiom dużo miłości, zrozumienia i życzliwości. Nie wymagajcie od siebie, że musicie być idealne. Dla waszych dzieci i tak jesteście najważniejsze na świecie!

    Udostępnij