• News will be here
  • Znajomi i krewni byli w szoku. Niektórzy nawet mnie nie poznawali – śmieje się Łukasz Bartczak, który po tym jak schudł ponad 50 kilogramów musiał wyjaśniać, że nie jest własnym bratem.

    Łukasz Bartczak ma 40 lat i pochodzi z Łasku. Obecnie mieszka w gminie Pabianice i jest właścicielem cukierni „Fuks&Bartczak”. Jego hobby to praca, którą bardzo kocha, a także sport i książki o tematyce wojennej.

    Pracuje pan w cukierni. Jak radzić sobie ze słodkimi pokusami w czasie odchudzania?

    Praca w zakładzie cukierniczym, niestety, nie ułatwiała zadania. Moja silna wola i motywacja sprawiły, że ograniczyłem słodycze, choć przyznaję, że nie zawsze się udawało. Wyroby, które produkujemy, są tak smaczne, że czasami nie można było się im oprzeć (śmiech). Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba znać umiar.

    Kiedy i w jakich okolicznościach rozpoczęła się pana przemiana?

    Pomysł na zrobienie czegoś ze sobą zrodził się ostatniego dnia wakacji w 2019 roku. Pakując samochód, wpadłem na pomysł, że poszukam w internecie trenera personalnego i zadzwonię do pierwszego, który się wyświetli. Okazało się, była to pabianicka siłownia „Słoneczna Forma” i jej właściciel, a zarazem trener personalny Wojciech Ciniewski. To był po prostu impuls.Po wykonaniu niepewnie telefonu umówiłem się na rozmowę z Wojtkiem. To jak wyglądałem było dla trenera szokiem. Jak można się tak zapuścić? Trzeba oddać mu hołd za profesjonalizm i wiarę, że można coś ze mną zrobić. Zaczęliśmy od pomiarów składu ciała, omówiliśmy wyniki, ustalił, że na treningu trzeba spotkać się trzy razy w tygodniu. Ułożył pierwszą dietę, podpowiedział, jak sobie z nią radzić. Machina ruszyła. Pierwszy miesiąc przyniósł już pierwsze wyniki, spadek masy o 5 kilogramów. Zaczynałem od wagi 125 kilogramów. Kolejne miesiące to kolejne kilogramy w dół. To było wtedy ogromną motywacją, by jeszcze zbijać tę wagę. Cała „Słoneczna Forma”, Wojtek oraz jego żona Malwina, również trenerka, trzymali kciuki i dopingowali mnie.

    Jak wyglądały ćwiczenia i codzienne menu?

    Pamiętam pierwszy trening, po którym moja koszulka ważyła 1,5 kilograma. Była tak mokra od potu. Czasami miałem już dość, nie miałem siły. Najgorsze było to, gdy po godzinnych ćwiczeniach musiałem jeszcze około 20 minut ćwiczyć na orbitreku. Wtedy wszystkie psy wieszałem na Wojtku (śmiech). Dieta, którą zaproponował Wojtek Ciniewski, była dość specyficzna, wysokobiałkowa i wymagająca wyrzeczeń od potraw, które bardzo lubiłem, na przykład mięsa wieprzowego. Wszystkie potrawy konsultowałem, ale gotowałem sam. Głównie jadłem jajka, mięso z indyka oraz ogromną ilość warzyw. No i około 3 litry wody dziennie, na którą trzeba było znaleźć jakiś sposób. W końcu jak wypić taką ilość? (śmiech)

    Jak długo trwała metamorfoza i ile kilogramów pan zrzucił?

    Redukcja wagi trwała około 18 miesięcy. Z wagi 125 kilogramów udało mi się dojść w najlepszym momencie do 68. Aby to osiągnąć, oprócz ćwiczeń na siłowni, dwa-trzy razy biegałem po około 8-10 kilometrów i codziennie przez 30 minut jeździłem w domu na rowerku stacjonarnym.

    Co było dla pana najtrudniejsze w tej metamorfozie?

    To był trudny czas, zarówno dla mnie, jak i moich bliskich. Trochę ich zaniedbywałem, bo liczył się przede wszystkim trening oraz rozmyślanie o diecie. Brak węglowodanów czasami doprowadzał, że stawałem się nerwowy.

    Kto pana wspierał w tej drodze? Kto pomógł?

    Mam wspaniałą żonę Magdalenę oraz trzech synów: Jakuba 12 lat, Oskara 8 lat oraz Jasia 6 lat. Moim największym motywatorem była żona, której dziękuję za wsparcie i znoszenie moich humorów. Dzieci także mnie motywowały. Jasiek pytał, czy już dziś ćwiczyłem. Często patrzył na mnie i pytał, kiedy będę miał kaloryfer (śmiech).

    Co rodzina i znajomi powiedzieli o przemianie?

    W czasie pandemii mniej się pokazywałem na ulicy. Gdy po 18 miesiącach spotykałem ze znajomymi i rodziną, to wszyscy byli w szoku. Niektórzy nawet mnie nie poznawali. Pytali, czy czasami nie mam brata Łukasza (śmiech).

    W czym tkwi pana sukces?

    Na mój sukces złożyło się bardzo wiele czynników. Odpowiedni trener, odpowiednia dieta, no i wsparcie rodziny, które jest chyba najważniejsze. Na ten sukces złożył się też pomysł Wojtka, by wziąć udział w ogólnopolskim programie „Odchudzamy Polskę”, gdzie wstawialiśmy zdjęcia oraz filmiki z naszej pracy. Nieskromnie mówiąc, biliśmy rekordy oglądalności w tej edycji programu. Kiedyś nawet po emisji jednego z filmików pewna pani pod jednym z marketów zrobiła sobie ze mną zdjęcie. Wtedy pomyślałem, że warto było wylać te litry potu.

    Jakie rady dałby pan osobom, które również chciałyby odmienić swoje zdrowie i wygląd? Wiele osób obiera sobie za cel w Nowym Roku zgubienie kilku kilogramów…

    Chciałbym tym wszystkim, którzy myślą o zmianie swojego wyglądu i nawyków żywieniowych, powiedzieć, że konsekwencja w dążeniu do upragnionego celu, odpowiednie osoby, które tym mądrze pokierują, tak jak właściciel „Słonecznej Formy”, to klucz, dzięki któremu można osiągnąć wszystko.

    Boże Narodzenie będzie odpoczynkiem od ćwiczeń i restrykcyjnej diety?

    W tym roku w święta będę odpoczywał od ćwiczeń i restrykcyjnej diety. 18 miesięcy odchudzania przyniosło oprócz redukcji tkanki tłuszczowej redukcję także tkanki mięśniowej. Dlatego oprócz trenera Wojtka korzystam z pomocy dietetyka sportowego Mariusza Ługiewicza. Mamy na celu odbudowę suchej masy mięśniowej.

    Na pana świątecznym stole zagoszczą tradycyjne potrawy czy raczej „fit zamienniki”?

    Raczej nie stosuję „fit zamienników”. Po prostu jem w odpowiednich ilościach i unikam potraw bardziej tłustych. W tym roku na stole tradycyjnie zagości zupa grzybowa, karp, pierogi, kapusta z grochem, śledzik i oczywiście jagły oraz kompot z suszu. Te święta na pewno spędzimy w rodzinnym gronie, razem ze rodzicami i rodzeństwem. Znajdzie się też czas na wspólny spacer.

    To pan zajmuje się w domu pieczeniem ciast?

    Oczywiście! Osobiście będą pilnował smakołyków, które zawitają na nasz stół wigilijny. Na pewno nie zabraknie tradycyjnego makowca czy piernika. Może pojawią się jeszcze inne pyszne ciasta. Przecież nie wszyscy domownicy są na diecie (śmiech).

    Co jest świąteczną specjalnością pana cukierni?

    Nasza cukiernia od wielu lat prowadzi produkcję ciast w tradycyjny sposób, bez konserwantów oraz innych dodatków. W naszej ofercie świątecznej na pewno nie zabraknie pierników świątecznych, makowców czy serników, których mamy aż 8 rodzajów. Gorąco polecam strucle makowe i makowce. Postaramy się poszerzyć ofertę o ciasta „fit”. Może w ten sposób pomożemy tym, którzy chcą zmienić swoje życie i ciało, a jednocześnie nie potrafią oprzeć się słodkościom. Dołączyliśmy jako firma do programu „Przyjazne CukierNIE”, czyli wprowadzamy produkty o obniżonej zawartości cukru.

    Ma pan postanowienia noworoczne?

    W nadchodzącym roku chciałbym podtrzymać swoją formę i odbudować masę mięśniową. Moim małym marzeniem jest dać choć kilku osobom impuls do działania, by zaczęli ćwiczyć, zdrowiej się odżywiać i pracować nad swoją sylwetką. Nadwaga to nie tylko wygląd, ale także wiele chorób z nią związanych, jak cukrzyca, choroby serca i układu kostnego. Ja bardzo długo borykałem się z ostrogami. Zabiegi rehabilitacyjne nie przynosiły skutku. Dopiero spadek masy ciała o 10 kilogramów spowodował, że dolegliwość ustąpiła. Poza tym chciałbym rozwijać firmę i wprowadzać coraz więcej produktów „fit”. Może i jakaś egzotyczna podróż? W końcu rodzinie należy się nagroda za wsparcie i podtrzymywanie na duchu podczas mojej metamorfozy.

    Czego życzy pan sobie na nadchodzące święta? Jakie życzenia złożyłby swoim najbliższym i naszym czytelnikom?

    Życzyłbym sobie przede wszystkim zdrowia i spokoju. Całej rodzinie, wszystkim znajomym i przyjaciołom, klientom mojej cukierni, „Słonecznej Formie” i czytelnikom „Nowego Życia Pabianic” życzę zdrowych, spokojnych, radosnych świąt Bożego Narodzenia oraz dużo miłości i wytrwałości w dążeniu do celu w Nowym Roku!

    Gratulujemy i życzymy wszystkiego dobrego!

    rozmawiała: Klaudia Kardas

    foto: zbiory własne

    Udostępnij