• Bananowe dziecko z dobrego domu. Rodzice dali mu start, o którym rówieśnicy Kamila K. mogą tylko pomarzyć. Chłopak zaprzepaścił jednak swoją szansę i najbliższe lata spędzi w więzieniu.

    Cała Polska usłyszała o nim w grudniu 2014 roku. Wtedy doszło do śmiertelnego ataku na rowerzystę. Zaczęło się właśnie od 19-letniego wówczas Kamila. Pojechał po swoich kolegów Konrada B. i Łukasza G. Jadąc ulicą Świetlickiego, miał pokłócić się z rowerzystą o nieprzestrzeganie przepisów ruchu drogowego. Następnie do samochodu wsiedli Konrad B. i Łukasz G. Pomiędzy nimi a cyklistą doszło do kolejnych słownych utarczek. Mężczyzna odjechał, a Kamil K., prowadząc srebrne renault megane, wyprzedził go i zatrzymał się w okolicach przystanku na ul. Nawrockiego. Z pojazdu wyszedł Łukasz G. i Konrad B. Ten ostatni popchnął rowerzystę pod nadjeżdżający autobus. Cała trójka uciekła z miejsca zdarzenia. Pierwszy na komendę policji zgłosił się Kamil K. Jego wersja wydarzeń była kompletnie inna od wyjaśnień Łukasza G. i Konrada B. Kamil K. stwierdził, że nie zdenerwowała go uwaga rowerzysty, a nawet go przeprosił. Mówił, że to Piotr K. pokłócił się z Konradem B. i Łukaszem G. Kiedy koledzy kazali mu się zatrzymać, po prostu to zrobił i nie widział, żeby doszło do ataku na rowerzystę. Po całej akcji odwiózł ich do Ksawerowa, by następnie udać się do Łodzi. Tam dowiedział się o śmierci cyklisty. Następnego dnia zgłosił się na policje.

    Decyzją sądu został tymczasowo aresztowany. Trafił do Aresztu Śledczego przy ul. Smutnej w Łodzi. Cała sytuacja niczego nie nauczyła Kamila K., bowiem strażnicy więzienni przechwycili „gryps” przekazany siostrze…

     

    więcej w papierowym wydaniu „Nowego Życia Pabianic” nr 49/2017

    Udostępnij